muza

wtorek, 29 lipca 2014

Od Fallon –c.d. Edwarda -(2)

I to szczęście wiedząc że rodzicielki nie ma w pobliżu a ty całujesz się z osobą którą kochasz. Większość osób nawet nie zwracało na nas uwagi. Chciałam mieć go tylko dla siebie. Jednak i to trwać nie mogło wiecznie chodź tak naprawdę mogło. Oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
- Czy naprawdę mnie kochasz? -spytałam a ten przytaknął -Czy zrobił byś wszystko aby tylko być ze mną? Jeśli tak to obiecaj mi że nie będziesz miał żadnej kochanki. Obiecujesz?
- Tak. Obiecuję ci to i na księżyc i gwiazdy oraz na słońce i na bogów nowych i starych -powiedział i delikatnie musnął mi usta -Jak sprawisz byśmy byli razem skoro jestem rycerzem a nie lordem.
- Moja matka chce majątku a mój brat jest jej jockerem w kartach, asem w rękawie. Ja jestem tylko pospolitą damą. Ona chciała by tylko abym wyszła za kogoś wyżej urodzonego od mieszczanina -powiedziałam -I jeśli powiesz jej że jesteś wysoko urodzonym rycerzem może nam się udać a jak nie...
- To możemy uciec Fallon -powiedział a zaprzeczyłam -Jeśli nas znajdą to ja... -potarł się dłonią po szyi a ja przytaknęłam. Stracił by ją a ja przez to że wyrzekłam się rodu zostałabym zwykłą dziwką.
- Ale skoro jakimś cudem mój panie wpadłeś tu to może się przejdziemy. Tu są naprawdę piękne ogrody -powiedziałam a ten wziął mnie pod ramię.
Wyszliśmy z sali do ogrodów. Blask księżyca pięknie komponował się ze białymi tulipanami i stawem na którym rosły białe lilie. Nikogo nie było w ogrodzie. Chłodny wieczorny wietrzyk owiewał mi twarz.
- Nikogo nie ma -zauważa -Dlaczego mnie tu wyciągnęłaś. Wiem że nie dla pięknych ogrodów.
- Nie dla pięknych ogrodów -przyznaję -Chodź za mną. Byłam tu prawie 30 razy. Tutaj mieszka moja przyjaciółka. To tak naprawdę jej bal. Ja zostałam tylko zaproszona. Jednak znam pewne miejsca o których ona nie ma pojęcia.
Odeszłam od niego na dwa kroki by spojrzeć mu w twarz. Chwyciłam go za dłoń i zaczęłam ciągnąć przez chaszcze. Ominęliśmy staw i weszliśmy w las a raczej lasek. Idąc jeszcze głębiej dojrzeć można było mały wodospad. To właśnie on nawadniał staw. Nie bałam się być mokra. Przeszła przez niego. Po drugiej stronie była jaskinia. Prowadziła ona w głąb. W środku walały się kartki z rysunkami, węgle. Były to moje bazgroły. Szkice sukienek, wzory które chciałam na nich umieścić. Była także poduszka na której zawsze siedziałam gdy tu przyjeżdżałam.
- Podobasz mi się odkąd cię zobaczyłam. A było to 7 lat temu. Widzieliśmy się a ty nawet nie wiesz -uśmiechnęłam się pod nosem -Byłeś przyjacielem mojego brata. A gdy stałeś się rycerzem to skradłeś mi serce. Nie widziałam nikogo po za tobą. Zaślepiłeś mnie i widziałam tyko ciebie.
Mężczyzna wpatrywał się w mnie nie wiedząc co powiedzieć. Lecz ja nie bez przyczyny go tu zwabiłam. Musnęłam w pierw delikatnie jego usta lecz przy nim przy jego ciepłych dłoniach nic nie mogło być delikatne. Moje dłonie powędrowały ku jego włosów. Jednak ten jak by nadal nie rozumiał.
- Fallon nie -powiedział i ujął moją twarz oddalając od siebie -Nie dziś nie teraz. Mamy czas.
- Nie. -zaprzeczyłam -Nie mamy. Nie wiemy czy nam pozwoli być razem. Ale teraz możemy być i nikt nam nie przeszkodzi.
<Edward?>

wtorek, 15 lipca 2014

od Edwarda CD Fallon(2)

Dziewczyna wyprostowała się i poszła do swojej klaczy. Nie oponowałem. Stałem tylko, nie do końca świadomy co się tutaj właściwie wydarzyło. Czy młoda lady Summer Sea właśnie wyznała mi miłość? A może było to tylko złudzenie-coś co usłyszeć bym chciał, ale takie słowa nigdy nie padły z jej ust? Założyłem, że to ta druga opcja i postanowiłem zachowywać się wobec niej normalnie, chociaż miałem ochotę zawołać za nią "ja ciebie też". Nie zawołałem.
-A...czy coś charakteryzuje uczestników balu? Na przykład ubierają się cali na zielono?
-Wszyscy noszą maski-odpowiedziała poprawiając popręg klaczy.
-Myślę, że powinniśmy już ruszać, Fallon.
Ponownie pomogłem jej wsiąść, ale nie mogłem się pozbyć wrażenia, że kiedy puszczała moje ramię, na którym się opierała podczas wsiadania, przeciągnęła po nim delikatnie dłonią.
Kiedy spojrzałem jeszcze na nią z dołu nie patrzyła mi w oczy, a uparcie wbijała wzrok w jakiś punkt przed sobą. Wsiadłem na Bree'ego i ruszyliśmy w stronę wskazaną przez lady. Kiedy wysiedliśmy pod pokaźną gospodą rzekłem do Fallon:
-Idź już się przygotować. Ja pójdę uwiązać konie.
Dziewczyna kiwnęła głową i weszła do zatłoczonego wnętrza. Po konie przyszedł parobek, a ja skierowałem się do pobliskiego stoiska z maskami.
-Witam Szlachetnego pana!-zawołał pogodnie starszy mężczyzna.
-Witaj, panie. Mam wielką prośbę-proszę o maskę jak najszczelniej zakrywającą twarz i elegancki strój.
-Masz paniczu szczęście. Miałem odłożony taki zestaw dla jakiegoś lorda wysokiego rodu, ale jak widziałem, że przechodził zwrócił się do mnie, że już ma, a zapłatę mam zatrzymać. Także nie musisz płacić, paniczku, bo ja już swoje za ten strój dostałem!
Wyciągnął strój i podał mi.
-Niech bogowie mają cię w opiece, szlachetny panie!-zawołałem i odbiegłem.
W pustym końskim boksie przebrałem zbroję na kostium zapłaciwszy parobkowi za przechowanie ekwipunku.
Nim wszedłem do gospody odchrząknąłem i zacząłem mówić do siebie głębszym głosem.
Zadowolony z efektu wszedłem do sali pełnej tańczących. Wzrokiem wyszukałem Fallon w złoto-czerwonej sukience i takiej oto masce

http://t1.ftcdn.net/jpg/00/37/99/34/400_F_37993419_h02CszcOCCCJ5W7YmvJIjlIBBn1jvHNT.jpg

Podszedłem do niej i się skłoniłem. Spojrzała na mnie.
-Czy zatańczysz ze mną?-spytałem tym "nowym" głosem. Rozejrzała się i odrzekła:
-Zgoda.
Zaczęliśmy tańczyć. Już kiedyś uczestniczyłem w jakichś przyjęciach, więc nie deptałem jej po nogach, ale wielkim mistrzem nie byłem. Na szczęście, mój przyzwoity taniec i jej sztuka w połączeniu okazały się dobre. Po chwili tańca odezwałem się:
-Kiedy cię tylko zobaczyłem, wiedziałem, że nie mogę żyć bez ciebie-to prawda co powiedziałem-I chciałem ci zadać jedno, zasadnicze pytanie...
Ona wiedziała, co to za pytanie, ale milczała.
-Czy wyjdziesz za mnie?
-Wybacz mi, szlachetny panie, ale nie mogę się zgodzić. Z pewnością przyszła żona pana będzie szczęśliwą kobietą, ale moje serce nalezy d kogo innego.
-Któż zdobył serce tak pięknej i niedostępnej zarazem kobiety?
-Rycerz z mego królestwa.
-To musi być rycerz wyjątkowy, skoro i ty go pani, pokochałaś.-bawiłem się coraz lepiej.
-Bo jest wyjątkowy.
-I kocha go pani?
-Kocham.
-Na pewno?
-Na pewno, ale nie mogę z nim być, bo moja matka wyrzekłaby się mnie.
-Ale pani kocha?
-Czemuż pan taki dociekliwy?-te pytania ją zaczęły bawić-Kocham.
-On panią też.
-Skąd ta pewność?-nagle się zaniepokoiła.
-Powiedzmy, że znam go lepiej niż ktokolwiek inny na tym świecie.
-Więc...kim pan jest?
Albo naprawdę zamieszałem jej w głowie, albo mnie przejrzała, tylko była ciekawa rozwoju akcji.
Zamiast odpowiedzi podciągnąłem maskę w górę i pocałowałem młodą lady.

Fallon?

Od Fallon –c.d. Edwarda -(2)

- Jest to bal dziewcząt które za niedługo wychodzą za mąż i zazwyczaj na tym balu poznają swych wybranków -powiedziałam spokojnie -Oczywiście ma rodzicielka także już modli się do bogów abym i ja znalazła swego męża z którym spędzę wiele swoich lat. Chce abym wyszła za wysoko urodzonego lorda lecz ja tak naprawdę nie chcę. Jednak nie mogę odmówić mej matce.Wyrzekła by się mnie.
- Czyli mówisz że nie chcesz mieć księcia z bajki? -spytał a ja zaprzeczyłam -Wolała byś mieć takiego prostego rycerza jak ja który nie ma pałacu?
- Wolała bym -powiedziałam. Szczerze to podkochiwałam się w tym rycerzu już od dobrego czasu. -Czy moja klacz osiodłana cny rycerzu?
- Tak Falon i mów mi Edwardzie skoro mamy zwracać się do siebie po imionach -powiedział i pomógł mi wsiąść na klacz. Rycerz wsiadł na swojego konia -Wie panienka gdzie ten bal? Mam nadzieje że tutaj.
- Niestety nie Edwardzie to dwie godziny drogi stąd -powiedziałam spokojnie -A mamy jeszcze 4 więc na pewno zdążymy.
Ruszyłam z galopu a rycerz jechał tuż obok mnie. Nie wiedząc czemu chciałam mu wyznać co czuję jednak nie mogłam gdyż to by nie było stosowne. Po godzinie drogi w słońcu stanęliśmy nad rzeką by konie mogły się napoić. Usiadłam na trawie gdy rycerz podobnie jak konie pił wodę z rzeki. Była jedną z czystszych rzek. Wstałam i po cichutku skradłam się do rycerza który skłonił się w pół rzece. Stanęłam za jego plecami i delikatnie stuknęłam  a ten nie zareagował tak jak zechciałam. Zamiast polecieć sam poleciał ze mną do wody. Byłam cała mokra ale zamiast krzyku zaczęłam się śmiać.
- Nic mi się nie stało -powiedziałam gdy ten wstał pierwszy i podał mi dłoń. Przyciągnął mnie a że ja w jednym momencie nie mogłam ustać wpadłam mu w ramiona. I bardzo cicho szepnęłam -Kocham cię.
A zdając sobie sprawę z tego po powiedziałam wyprostowałam się i podeszłam do mojej klaczy.
<Edward?>