Stannis i ja zostaliśmy sami. To było dziwne uczucie- stać naprzeciw Stannis'a i to w sukni ślubnej.
-Nie wierzę w to, co się stało.-przyznałam szczerze.
-A ja nie wierzę, że zgodziłaś się tu przyjść.
-Żal mi było posłańca. Trząsł się jak galareta, bo niby Trevor zagroził mu stryczkiem. Powiedziałam, że najwyżej ucieknę od wyrodnego małżonka.
-Nadal masz to w planach?-błysnął zębami, obejmując mnie w talii.
-Przekreślone.-powiedziałam cicho i pozwoliłam się pocałować. Po chwili przyszli rodzice Stan'a i kapłan.
-Mówimy im po fakcie?-szepnęłam.
-Ani chwili wcześniej.-odpowiedział.
-Witajcie, młodzi. Twoi rodzice, Stannisie poprosili o ekspresową ceremonię. Zatem zebraliśmy się tu, aby połączyć węzłem małżeńskim tę dwójkę młodych ludzi. Zatem, czy ty... kobieto, bierzesz Stannis'a za męża i nie opuścisz go, póki bije twe serce? Będziesz wierna i opiekuńcza?
-Tak.-odpowiedziałam przez ściśnięte gardło. Jakieś to dziwne... w jednej chwili czeszę Omegę, w drugiej przebieram się w suknię ślubną, a w następnej biorę ślub z ukochanym.
-Czy ty, Stannisie, bierzesz tę kobietę za żonę i nie opuścisz jej, póki bije twe serce? Będziesz wierny i opiekuńczy?
-Tak.-odpowiedział mocno Stannis.
-Ogłaszam was zatem małżeństwem. Możecie się pocałować.-obwieścił łaskawie.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zawiesiłam się na szyi Stannisa, teraz już mojego męża.
-Potem pomyślimy o weselu.-powiedział jego ojciec.-Do tego czasu, będziesz mieszkać u siebie. A właśnie- jak masz na imię, dziewczyno.
-Cóż, panie... nie wiem, jak to powiedzieć.
-Mów mi ojcze.
-Ojcze... brak mi słów, ale...
-Tato, to właśnie jest Luelle Luilówna, o której opowiadałaem.
Myślałam, że jego matka zemdleje. Ojciec poczerwieniał. Bałam się, że zlekceważy świętą ceremonię i mnie wyrzuci, albo jeszcze gorzej. Stopniowo jednak odzyskał oddech.
-Widzę, że postawiłeś jednak na swoim, synu. Podziwiam twój upór.
-Ależ mężu, ja...-zaczęła matka.
-Milcz! Złączyły ich święte więzy, nie da rady ich rozerwać zwykłym rozkazem zwłaszcza, że teraz nasz syn jest już dorosły.
Z radości ucałowałam teścia w oba policzki.
~~*~~
Wiosna! Pora, kiedy młode dziewczyny rzucają się na mężczyzn jak sępy na mięso. Siedziałam na parapecie, strugając wzory w łuku, gdy nadjechał konno Stannis. Uśmiechnęłam się i weszłam w tłum dziewcząt, ślących uśmiech w jego stronę. Wypatrzył mnie wśród nich i uśmiechnął się. Dziewczyna stojąca blisko mnie, mało nie zemdlała.
-Przykro mi, moje panie.-powiedział głośno-Ale jestem zajęty.
-Zjaęty, zdecydowanie nie wolny.-potwierdziłam i z jego pomocą usiadłam na koniu za nim-A jeśli nie chcecie mieć problemów, radzę chciwe łapki trzymać z dala od mojego męża!
Stannis?XD
hehe Stan ma powodzenie ^^
OdpowiedzUsuńHehe Widzisz jakie ciacho wyrwałaś juda? XD
~ PP.S - Stanek Ogar :D