Spojrzałam na cały ten ogromu pokój. Wiedziałam że w nim nie zasnę ale nie z powodu tego że czułam się nieswojo tylko przez co innego. Zajrzałam do szafy. Dzięki Bogu nie było tam nic strasznie strojnego. Ściągnęłam z siebie sukienkę i ubrałam koszulę nocną którą odnalazłam w szafie. Jednak zanim się położyłam musiałam wejść go łazienki. Wanna z zimną wodą lecz o dziwno świeżą. Usłyszałam pukanie. Do pokoju weszła ledwo żywa Sue z wiadrem gorącej wody.
- Wiedziałam że dostaniesz tą komnatę -ziewnęła i podała mi wiaderko. -Jak się umyjesz do odetkaj korek. Poprzez rury woda jest odprowadzana heeeen.
- Dziękuję -wzięłam od niej wiaderko po czym zamknęłam za nią drzwi. Dolałam do chłodnej wody gorącą.
Zanurzyłam dłoń. Była idealna. Koło mnie leżało mydło oraz gąbka. Ściągnęłam koszulę i weszłam do wody. Chodź była trochę za gorąca to się tym nie przejmowałam. Zaczęłam myśleć. Dał mi akurat tą komnatę. Po prostu inne były zajęte i to nic nie oznaczało! Wielki zamek a ta akurat dla mnie. Zanurzyłam się w wodze mocząc przy okazji włosy. Pod wodą też mogłam myśleć a przy okazji rozwiązać to czy się w niej utopić czy nie. Jednak się nie utopię. Szkoda zachodu a do tego obiecałam powiedzieć skąd się nauczyłam grać. Prychnęłam w myślach i się wynurzyłam. Znów czułam się czysta jak nigdy dotąd. Po umyciu wyszłam do pokoju i położyłam się. Przypomniało mi się że zostawiłam zeszyt u służek. Byłam w samej pidżamie ale poszłam po niego. Ze świecą w ręku jako jedyne oświetlenie zaczęłam schodzić. I wtedy ich zobaczyłam. Byli to rycerze którzy mnie znali z pracy. Nie miałam na sobie nic prócz koszuli czyli byłam bardzo łatwym kąskiem dla takich brutali jak oni. Mieli pochodnię a ja tylko świecę miałam nadzieję że w mokrych włosach i w tej koszuli mnie nie rozpoznają. Przeszli koło mnie a jeden odwrócił wzrok by na mnie spojrzeć.
- Cóż panienka o tej późnej porze robi na korytarzu? -spytał jeden. Swoją wielgachną dłonią przejechał po moim policzku. Cofnęli się i prawie że przygwoździli do ściany.
- Jaka tam panienka. Lordowska dziwka -zaśmiał się drugi i spontanicznie a zarazem brutalnie pocałował -Nadal tak samo całuje. A gdzie mój bękart słodziutka?
- To ty -warknęłam. To był rycerz który sprawił że urodziłam Vincent'a. -Nie żyje. A teraz puść mnie bo zawołam straż. Pamiętaj że sam król tutaj jest. Może ciebie zesłać na mur!
- Zauważ że my to straż. A król nic nam nie zrobi za to że ciebie na chwilę wypożyczyliśmy -zaśmiał się
Wzięłam wdech. Muszę walczyć inaczej będę ich. Miałam jedynie świeczkę a nad mną wisiały dwa miecze. Miecze! Uniosłam dłoń i oderwałam od ściany. Przyłożyłam mu do gardła a drugiemu świeczkę. Jeden się cofnął a ja pobiegłam do pokoju służek. Wzięłam swój zeszyt i kompletnie inną drogą wróciłam do komnaty. Położyłam świecę na burku. W szufladzie było pióro i atrament. Otworzyłam zeszyt i zaczęłam pisać. Kochany mój Vincent'cie. Minęły już 5 lata odkąd się straciłam mój kochany. Mam nadzieje że tam gdzie jesteś jest ci o wiele lepiej. Twoja mamusia. Wyrwałam kartkę i zaczęłam ją spalać nad świecą. Może to dziwne ale ja tak robiłam prawie co dziennie. Wstałam od biurka i położyłam świecę na stoliku obok niego. Położyłam się w łóżku i ją zgasiłam. Bogowie dlaczego ja. Pomyślałam i zasnęłam.
Następnego dnia poczułam jak ktoś mnie budzi. Przewróciłam się na drugi bok. Usłyszałam chichot Sue. Jednak po prostu nie chciałam wstawać. Znów zasnęłam te łóżko było za wygodne.
<Darren?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz