muza

piątek, 15 sierpnia 2014

od Luelle CD Stannis'a

Tego się nie spodziewałam. Aż tak źle? Czy aż tak dobrze? Nie wiem.
-Niedługo moje wujostwo organizuje bal, na którym ich syn ma znaleźć narzeczoną. Ja też mam iść.
-A czy tego chcesz?-spytałam patrząc mu w oczy.
-Nie chcę. Nie chcę nikogo innego niż ty.
-I ja nie chcę nikogo prócz ciebie-odpowiedziałam mu poważnie.-Co zatem mamy zrobić?
-Nie wiem. Coś wymyślę.-obiecał-Tymczasem muszę iść. Moi rodzice czegoś ode mnie chcą, bo kazali wracać szybko. Do widzenia.-pocałował mnie.
-Do widzenia-odpowiedziałam patrząc, jak wychodzi, wsiada na konia i odjeżdża.
~~*~~
Kiedy słońce zbliżyło się do nieboskłonu, ktoś zapukał do moich drzwi. Podniosłam się od czesania futra Omegi i otworzyłam. Nie spodziewałam się gońca. Bo pocóż miałby przychodzić? Do mnie? A jednak się zjawił.
-Luelle Luilówna, kupiec i rzemieślnik?-zapytał.
-Tak, to ja. W jakiej sprawie przybywasz, szlachetny panie?
Byłam od niego wyższa o głowę. Aby spojrzeć mu w oczy musiałam spuszczać głowę, a on ją zadzierać.
-Została panienka polecona do ożenku dla wysoko urodzonego człowieka, którego imienia zakazano mi zdradzać. Ma pani polecenie od samego Trevora Lothborka, młodego lorda Raven Rock aby wdziać szaty, które jej przysyła i aby pojachała ze mną do narzeczonego.
Słuchałam tego słowotoku z rosnącym zdumieniem. W końcu wydusiłam z siebie:
-Nie wyjdę za obcego mężczyznę!
-Ale rozkaz...
-Nie i już!
-Trevor powiedział, że mnie powiesi!-pisnął w końcu rozpaczliwie. Zrobiło mi się żal człowieka. Nie wierzyłam, aby Trevor mógł powiedzieć coś takiego, ale sama figurka i głos posłańca wzbudzał litość.
-Niech będzie...Ale narzeczeństwo można zerwać?-upewniłam się.
-Nie powiedziano mi tego...-zrobił niepewną minę.
-Trudno. Najwyżej ucieknę do Snow Blizzards.-uśmiechnęłam się.-Daj tę suknię.
Dał mi nie tylko suknię. Również welon, w którym nic nie widziałam. Jakbym wsadziła głowę do misy z mlekiem i się rozejrzała. Posłaniec pomógł mi wsiąść na Flyelle, a ja poleciłam klaczy, aby szła za jego koniem.
~~*~~
Posłaniec musiał mnie prowadzić, abym się nie zabiła w plączącej się sukni i welonie. Przed drzwiami domostwa wcisnął mi jeszcze wieniec na głowę i bukiet w dłoń i zapukał. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
-To to ta kobieta, którą polecił nam mój siostrzeniec?
-Ta sama, miłościwy panie-odpowiedział służebnie posłaniec, a ja wywróciłam oczami. Mogłam sobie na to pozwolić. Przecież nikt nie widział mojej twarzy.
-Wprowadź ją zatem.
Posłaniec stanął za mną i dyskretnie wskazywał mi kierunek.
-Synu, oto kobieta, którą polecił nam Trevor. Znając jego gust będący całkowitym przeciwieństwem twojego, wybrał dobrze.
Z tej wypowiedzi mogłam wywnioskować, że mój "narzeczony" to człek lekkomyślny i niesamodzielny. Za jakie grzechy....?
-Och, szybko, kochanie, chciałabym poznać jej oblicze-powiedziała kobieta, zapewne matka narzeczonego.
-Możesz zdjąć welon z twarzy, dziewczyno.
Westchnęłam, wywróciłam ponownie oczami i jak najpłynniejszym gestem odrzuciłam materiał na tył głowy. Pierwszą osobą, jaką zauważyłam był człowiek o bardzo znajomej twarzy. Następnie jakaś szykowna dama. Na samym końcu dojrzałam...Stannisa.
-TO...To jest ta kobieta, którą polecił wam Trevor?-zdziwił się Stan.
-Z tego co wiem. Nie chciał tylko nam zdradzić jej imienia, nie mogliśmy zbadać jej rodu. Ale zapewnił, że będzie nam odpowiadać. Oto więc jest.-odpowiedział z nutką niechęci ojciec.

Stannis? Opo może w paru miejscach nietego, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam zmarnować takiej weny :D

1 komentarz:

  1. Genialne :D
    Hehe mam wenę właśnie idę ją wykorzystać!
    ~Per Trevor Alias Smok El Ogr xD
    Hehe se pomieszałam xD :D

    OdpowiedzUsuń