muza

niedziela, 3 sierpnia 2014

od Edwarda cd Fallon(do Sophie)

Już się miałem zgodzić. Kiedy sobie coś uświadomiłem.
-Prędzej umrę, niż zrujnuję ci życie- rzekłem.
-Jak to?
-Jeśli twoja matka nie zaakcaptuje naszego związku, a ty zajdziesz w ciążę lud cię odrzuci, a mnie zabiją. I wtedy nie będziemy raczej mogli być razem. Kocham cię, dlatego nie chcę, żebyś przeze mnie stała się wyrzutkiem. Przecież jestem wysokiego rodu. Na pewno się zgodzi.
Fallon spuściła wzrok.
-Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Objąłęm ją w talii i jeszcze raz pocałowałem, tym samym pieczętując obietnicę. Położyła mi dłoń na policzku.
~~*~~
Wyszliśmy z chaszczy. Oboje byliśmy mokrzy, ale szczęśliwi, bo mieliśmy nadzieję. Usiedliśmy na kamiennej ławeczce, przy fontannie. Ująłem jej dłonie w swoje ręce i wpatrzyłem się w jej bladą twarz oświetloną światłem księżyca. Czerwone, w tym świetle szczególnie usta kusiły. Wpatrzyłem się w wielkie oczy dziewczyny, i poczułem, nie po raz pierwszy tego wieczoru, że chcę z nią spędzić całe życie. I twardo postanowiłem, że Fallon jeszcze kiedyś będzie moją żona.
-Jak przekonamy moją matkę?- zapytała.
-Opowiem mym rodzicom o tobie. Nie mówiłem ci, ale oni od dłuższego czasu się zastanawiają, jak przekonać lady Sophie do mnie. Nigdy do niej nie chodzili, żeby nie być natrętnymi, ale na wszystkich ucztach, jakie były organizowane w królestwie chwalili się mną. Chcieli, żeby te przechwałki dotarły do twej matki. A znając ich upór, dotarły.- uśmiechnąłem się pod nosem.
-Czyli, że nasze małżeństwo jest nie tylko naszym marzeniem, ale i twoich rodziców?- ucieszyła się- Może się ułoży?
-Na pewno się ułoży- pocałowałem ją w czoło.
~~*~~
Ubrałem elegancki strój z herbem rodowym Lorianów. Moja matka kończyła piękną fryzurę, a ojciec... nie robił nic, chyba że zaciskanie warg można nazwać przygotowaniami. Przytroczyłem do pasa miecz. Byłem uśmiechnięty, ale i zdenerwowany.
-Navaerio, ileż można!?- zdenerwował się w końcu mój ojciec.
-Jakbyś nie wiedział, mój drogi, właśnie idziemy pytać o rękę młodej lady! Trzeba jakoś wyglądać!
-Powiedziałem- KOŃCZ!
Co ciekawe, matka, której roboty końca nie było widać, po kilku dodatkowych ruchach wyglądała pięknie. Podpłynęła do ojca, wzięła go pod ramię i wyszli razem dostojnym krokiem, a ja za nimi.
~~*~~
Weszliśmy do siedziby lady Sophie. Stała w na Sali Uczt, których już dawno nie organizowano. Na nasze przyjście odsunięto stoły pod ścianę. Zostało tylko wielkie, eleganckie krzesło obite szkarłatnym aksamitem, i drugie, mniejsze, obite błękitnym aksamitem. Lady Sophie stała i patrzyła na nas z dostojną miną. Fallon też próbowała robić dostojne i poważne miny, ale jej nie wychodziło. Na jej twarz co chwila wpływał( bo byłoby grzechem powiedzieć obok imienia Fallon, że coś "wpełza") podniecony uśmiech. Rzuciłem jej czułe spojrzenie. Chyba lady Sophie to zauważyła, bo uniosła jedną brew.
-Witaj, pani.- moi rodzice się skłonili, a ja zaraz po nich. Lady kiwnęła tylko głową. W sposobie tej postaci nie było ani trochę serdeczności. Tylko sucha uprzejmość.
-Zakładamy, że pani już wie, z czym przychodzimy- zaczął poważnie mój ojciec- Mimo to, zadamy pytanie wprost- czy zgadza się pani na ślub młodej lady Fallon i naszego syna, Edwarda.
Sophie uniosła brwi. Zacisnąłem kciuki. Musi się zgodzić, musi...

Lady Sophie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz