Wygląda na to, że wszystko szło według planu Nymieri, dziewczyna chciała odejść jak najszybciej, żeby Lord Snow Blizzards jej nie rozpoznał. Rozumiałem dziewczynę i natychmiast zabrałem głos.
- Sądzę, że Nymieria jest już zmęczona. Miała ciężki tydzień.
Księżniczka jedynie skinęła głową i ponownie zwróciła się do blondynki.
- Może jeszcze kiedyś cię spotkam.
- Jestem tego pewna. Wtedy wszystko ci opowiem -Nymieria uśmiechnęła się i odeszła w stronę drzwi. Chciałem puść za nią i upewnić się, że wszystko w porządku, niestety Lord Snow Blizzards zaczął ze mną rozmawiać o sprawach politycznych. Szczerze takie tematy były nudne, ale bardzo ważne. Zwłaszcza jeśli chce się mieć sojuszników, a rycerze Snow Blizzards, śmiało mogli się równać z moimi...chociaż w przypadku rycerzy z mojego królestwa dosyć często słychać od nich śmiech lub żarciki.
Przyjęcie minęło po północy, Lord Snow Blizzards i jego córka zostali na noc w Clearing Unicorns. Oznajmili, że jak tylko słońce wstanie, to ich tu nie będzie. Pomyślałem o Nymieri, ale i o sojuszu, także zadecydowałem, aby wyruszyli kiedy mają ochotę.
Byłem zmęczony, ale poszedłem do pokoju Służek, jej tam nie było. Wchodząc natknąłem się na Sue.
- Myślałam, że Lord już śpi -powiedziała lekko zaspanym głosem.
- Szukam Nymieri, chciałem sprawdzić czy wszystko u niej dobrze. Widziałaś ją?
Sue skinęła głową i dodała:
- Od kiedy przestała grać, siedzi w ogrodzie różanym.
- Dziękuję
Sue dygnęła i weszła do pokoju. Ja natomiast poszedłem z lampą naftową za zamek. Ogród różany powstał z inicjatywy mojej matki, kochała ona te kwiaty i na pewno chciałaby, żeby to miejsce trwało nawet po mojej śmierci. Najpierw wyjrzałem przez okno i zobaczyłem postać w czerwonej pelerynie, siedzącej na altance. W nocy róże były jednakowe, ale trzeba wierzyć, że za dnia znajdzie się tym ogrodzie wszystkie kolory. Altanka wykonana była z orzecha i opleciona różowymi i białymi kwiatami. Niestety ogrodnikiem nie jestem i ich nie znam.
Muzyka
Nymieria siedziała ze spuszczoną głową i obracała w palcach jeden z tych kwiatków. Stanąłem przy schodach.
- Nie przeszkadzam? -zapytałem i uniosłem lampę do góry. Dziewczyna odwróciła się, a jej oczy w świetle zaczęły się mienić jak kamienie szlachetne.
- Skądże -zaprzeczyła i otarła oczy dłonią. Postawiłem lampę na stole i usiadłem obok niej.
- Dlaczego płaczesz? -zapytałem.
- Skąd Lord wie? -ponownie otarła oczy.
- Widzę po oczach -odparłem z przekonaniem- Co cię dręczy?
- Te komentarze na przyjęciu. Możesz mi nie wierzyć, ale jestem wrażliwa na takie obelgi, liczyłam na to, że ucieknę od przeszłości. Teraz zdałam sobie sprawę, że od tego nie da się uciec. Przeze mnie, ty też ucierpisz.
Uśmiechnąłem się delikatnie do niej i pogładziłem po głowie.
- Nie masz się czego bać, może i nie da się uciec od przeszłości, ale musisz być silna. Najlepiej nie zwracaj uwagi na takie komentarze. Ojciec nam zawsze powtarzał: "Chłopcy, jeśli ktoś was wytyka palcami to znaczy, że wam zazdrości" i wiesz co...-zrobiłem pauzę, a Nymieria patrzyła mi prosto w oczy- Sprawdziło się po tym, jak zasiadłem na tronie. Wytykali mnie, komentowali, że nie dam rady...a teraz moje panowanie jest najlepsze.
- Opowiesz mi coś jeszcze? -zapytała z nadzieją w głosie, już nie płakała- Mogłabym słuchać takich historii godzinami. Dlaczego lud cię nie pokochał?
- Byliśmy ja, Deryl i Rengen. Synowie Lorda Valentine'a II i Lady Elenor I. Mieliśmy jeszcze siostrę Amirę, niestety zmarła przy porodzie. Ja byłem ten najsłabszy, pomimo, że najstarszy. To Deryl był oczkiem w głowie ojca, bojowy i waleczny, Rengen był ten pośrodku, a ja na końcu. Jednak ojciec kochał nad tak samo, chociaż byłem pewny, że zaniepokoił się faktem, iż jego najsłabszy syn będzie musiał kiedyś zasiąść na tronie. Był niezwykle oschły i stanowczy, nawet dla nas. Pomimo tego dla ludu miał dobre serce i potrafił wysłuchać problemów, następnie jakoś je rozwiązywał. Kiedy byłem bękartem, był moim autorytetem, wmawiałem sobie, że będę taki jak on. Deryl zauważył, że w wieku piętnastu lat ojciec już nie chce mnie szkolić, woli pracować z lepszymi synami. Brat zaczął mnie potajemnie szkolić, żebym zaskoczył ojca. Następnie, kiedy byłem gotowy wyszliśmy na polanę, gdzie zbiegli się wszyscy gapie. Tam zaczęliśmy walczyć z bratem, zauważyłem ojca, matkę i Rengena -w tym momencie zauważyłem z jaką ekscytacją w oczach, Nymieria słucha mojej opowieści- W jednej chwili wytrąciłem mu z dłoni miecz, a swój przyłożyłem do jego gardła. Pokonałem brata. Ojciec natychmiast podbiegł, zupełnie zaskoczony. Na oczach wszystkich powiedział: "Wybacz mi Darren, nie doceniałem cię. " i w tym momencie przytulił mnie. Nareszcie poczułem się jego synem. Jednak ten piękny obrazek nie trwał wiecznie. Pewnego dnia, miałem wtedy siedemnaście lat, ojciec dostał wezwanie na wojnę, matka nie zdążyła mu wyznać, że jest ponownie w ciąży. Pojechał z armią na wojnę, ja w przebraniu potajemnie wyruszyłem razem z nimi. Zostawiłem jedynie list z wyjaśnieniem. Mój plan szedł gładko, nikt mnie nie rozpoznał. Nawet sobie nie wyobrażasz jaka rzeź była na polu bitwy. Po jakimś czasie nawet nie wiedziałem, gdzie są rycerze Clearing Unicorns. Zdjąłem hełm, wiedząc, że to niemądre posunięcie i nagle wpadłem na tatę. Natychmiast nasze wzroki się spotkały, był zaskoczony, jedyne co zdążył powiedzieć to moje imię. W ułamku sekundy jakiś łucznik przeszył go strzałą w serce. Natychmiast złapałem jego bezwładne ciało i zamknął oczy na moich rękach. To była najbardziej krwawa bitwa w historii królestwa w sumie straciliśmy dwustu rycerzy i Lorda. Kiedy wróciłem do królestwa po roku z resztą oddziału, matka powiedziała, że na wskutek nerwów straciła dziecko. Obwiałem się i do tej pory tak jest, że w ogóle pojechałem na tą wojnę, może gdybym został to moja jedyna siostra by żyła. Pomiędzy mną, a braćmi wybuchła kłótnia o to kto ma zasiąść na tronie. Ja pojechałem na wojnę, ale dalej w ich oczach byłem tym najsłabszym. Matka raz na zawsze postawiła temu kres i wyznaczyła mnie na nowego Lorda, ponieważ byłem najstarszy. Rengen nie miał nic przeciwko, za to Deryl już tak, zaczął mi wmawiać, że to wszystko moja wina i prędzej czy później sprawiedliwość weźmie w górę. Nadałem sobie właśnie pseudonim: Sprawiedliwy. Wkrótce po mojej koronacji matka zachorowała i zaledwie miesiąc potem zmarła, bracia odeszli bez słowa pożegnania, a ja zostałem sam. Moje panowanie według ludu jest najkorzystniejsze dla Clearing Unicorns. Jednak brakuje mi rodziny, nawet Deryla. Najbardziej chyba ojca, może i nie był doskonałym ojcem, ale Lordem już tak. Niektórzy mi nawet mówią, że jestem taki sam jak on. Polubiłabyś go, a on ciebie, jestem tego pewny. Ojciec lubił wszystkich, którzy grali na jakiś instrumentach i zawsze oglądał się za blondynkami, żeby wkurzyć mamę.
Nymieria roześmiała się i zgarnęła pasmo blond włosów za ucho.
- Ale kochał ją? -zapytała.
- Oczywiście, że tak. Kochał nas wszystkich, chociaż nie był dobry w okazywaniu tego. Mam nadzieję, że jakoś cię podniosłem na duchu i nie ważne co ludzie o tobie mówią, ważne jakaś jesteś.
(Nymieria?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz