muza

niedziela, 10 sierpnia 2014

Od Rhaenora, c.d. Sophie

Spałem spokojnie. Poranek okazał się chłodny, a to za sprawą bryzy znad morza. Spojrzałem na Erele, która pozostawała jeszcze pogrążona we śnie. Wieczorem nie czekałem na kruka, mając świadomość, że nie zdąży do mnie dotrzeć. Jednak czułem się zmęczony. Odsunąłem pościel i postanowiłem przejść się kawałek. Narzuciłem zatem na siebie tunikę i założyłem sandały, po czym wyszedłem z komnaty.
Korytarze okazały się jeszcze chłodniejsze, lecz wcale nie były moim celem. Szedłem powoli, nie miałem powodów do pospiechu, a spokój tego poranka ogarnął moje ciało. Przysiadłem na ławce w ogrodzie. Czułem jak delikatne promienie słońca muskają moją twarz, przebijają się do środka, ogrzewając moje serce. Ogień był w mojej krwi.
Z zamyślenia wyrwał mnie ochrypły głos maestra. Wstałem i podszedłem do starca, odbierając wiadomość z jego dłoni. Następnie ruszył dalej swoim chwiejnym krokiem, a ja złamałem pieczęć i odczytałem jego treść. Jeśli mieliśmy zdążyć trzeba było wyruszyć o świcie.
Nie wiedziałem, co mnie natchnęło, by zabierać mojego syna ze mną. Być może była to chęć przygotowania go lepiej do pozycji, którą miał sprawować. Skwar dokuczał nam przez większość podróży, choć przejazd traktem przez puszczę nieco go zniwelował. Zrobiliśmy kilka postoi, w tym jeden nieopodal rzeki, która miała wyznaczać nasze nowe granice.
Dotarliśmy na miejsce na czas. Nie marnowałem czasu na podziwianie miasta, co chciałby z całą pewnością uczynić Aeren. Wolałem trzymać się wyznaczonego planu i on najwyraźniej również to zrozumiał. Rozmowa z Lady musiała odbyć się bez jakichkolwiek przeszkód.
<Sophie?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz