Obudził mnie delikatny powiew morskiej bryzy i promienie słońca prześwitujące przez ognistoczerwone zasłony z cienkiej tkaniny. Powoli otworzyłem powieki, walcząc jednocześnie z sennością, która przyciągała mnie jeszcze do łóżka. Dopiero wówczas zorientowałem się, ze coś twardego uwiera mnie w okolicach karku. Uniosłem się do pozycji siedzącej i znalazłem tam książeczkę, co prawda była cienka, lecz posiadała grubą oprawę, pokrytą ciemnobrązową skórą. Wtedy nie miałem już innego wyboru jak stoczyć się z łóżka i odłożyć ją w stosowne miejsce. Kiedy przechodziłem obok biurka położyłem ją na stertę innych, które już dawno powinny zostać odniesione do biblioteki, jednak jakoś nie specjalnie kwapiłem się, by to uczynić.
Stanąłem obok okna i wyjrzałem przez nie, by zupełnie się rozbudzić. Lekki wiatr pomógł mi w tym szybko, a zapach soli w nozdrzach sprawił, że powoli zaczął się w mojej głowie kształtować pomysł na spędzenie dalszej części dnia, który to z kolei zapowiadał się słonecznie i upalnie. To ostatnie nie przeszkadzało mi w najmniejszym stopniu. Czułem już większy Żar na skórze, związany z ogniem. Nie czekałem dłużej, tylko pospiesznie narzuciłem na siebie pierwsze lepsze ubranie i wyszedłem, opuszczając zimne mury zamku.
Na niebie nie dostrzegłem chmur, no może poza linią horyzontu, gdzie można było dostrzec niewielkie białe obłoki. Na ulicach nie widziałem prawie nikogo. Najpewniej było to spowodowane wczesną porą. Minąłem kilka kamienic, by następnie skręcić w zaułek. Przebiegłem kawałek po wybrukowanej ulicy, by usłyszeć szum morza i krzyki mew. Po następnym skręcie znalazłem się nad klifem.
Morza miało piękny lazurowy kolor. Przysiadłem na skałach i wpatrywałem się długo w żagle statków, znikających i pojawiających się na widnokręgu. Po skale szybko przebiegła jaszczurka i zatrzymała się w okolicach mojej dłoni. Delikatnie dotknąłem jej małej główki, a ona nawet się nie poruszyła. Wygrzewała się tylko dalej w pełnym słońcu, jakby nigdy już nie miała go zobaczyć. Nie chciałem jej spłoszyć, ale wyglądało na to, iż się mnie nie obawiała. W końcu pobiegła na swoich małych nóżkach dalej i zniknęła za jakimś głazem. Ja tymczasem zamknąłem oczy, by móc dokładnie wsłuchać się w fale uderzające o skały i szum bryzy. Wtedy do usłyszałem też czyjeś kroki.
<Stannis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz