muza

sobota, 21 czerwca 2014

Od Florencee-c.d. Trevor'a

Spojrzałam na chłopaka czerwona jak nigdy dotąd. Byłam kompletnie zawstydzona. Zaczęłam jeść próbując zapomnieć jego melodyjny, delikatny głos... Florencee przyrzekłaś sobie że nie wyjdziesz za mąż i nie zakochasz się w żadnym bałwanie! Ładnym bałwanie... Moje myśli wciąż błądziły w jego brązowych oczach. O Bogowie! Nie tylko nie to! Na siedmiu bogów starych i niezliczonych nowych proszę nie! Zakochać się w nim, nie! Szybko spojrzałam na ojca który nadal zawzięcie upierał się przy tym iż za morzem jest wyspa na której mieszkają dzikusy i którą trzeba zasiedlić naszymi rycerzami. Ja nie chciałam im przerywać więc zjadłam trochę po czym odeszłam do stołu przelotnie spoglądając na chłopaka. Musiałam się wygadać mojej służce i myślałam tylko że jakoś mnie pocieszy. Zanim jednak do niej poszłam udałam się do septy jako że byłam kobietą wierzącą i potrzeba mi było się modlić. W sepcie modliłam się o to bym wróciła szybko i szczęśliwie do domu, by ojcu się nic się stało i żeby dobre decyzje podejmował oraz... Żeby ten rozpieszczony lordunio wylazł mi z łba! Kiedy wychodziłam z septy czekała już na mnie służka z dwoma wielkimi słodkimi bułkami. Odeszliśmy parę metrów od świątyni i dopiero zaczęłyśmy rozmawiać.
- Florencee mogę ci pomóc -powiedziała -Ale czy nie lepiej nie walczyć z czymś co jest piękne.
- Miłość do niego jest dla mnie tak śmiertelna jak zima dla chłopów bez drewna na opał -powiedziałam
- Moja pani proszę -powiedziała -On i tak cię rozgryzł i rozgryzł twoje uczucia.
- Masz racje -powiedziałam niechętnie -To co ja mam począć.
- Nie wiem ale wymyśl coś szybko ma pani. Młody lord już nadchodzi -powiedziała
Trevor uśmiechnął się po czym podszedł do nas. Przez pierwszą minutę drogi nie zwracałyśmy na niego uwagi.
-Gdzie panienki zmierzają? -spytał tym swoim delikatnym, melodyjnym głosem.
-Gdzieś -uśmiechnęłam się delikatnie co wcale nie było zamierzone.
- To ja już może... Czekają na mnie w kuchni moja pani -służka dygnęła i wycofała się powoli.
- Skompromitowałeś mnie przed naszymi ojcami -odwróciłam wzrok
- Po części sama się skompromitowałaś ale patrz teraz -stanął i podszedł do mnie tak bardzo blisko -Nie ma naszych ojców czy powiesz wreszcie prawdę? To kochasz mnie czy nie?
- Chyba to przerabialiśmy n...-nie skończyłam bo chłopak delikatnie musnął moje wargi.
- Na pewno nie? -spytał podchwytliwie.
- Zależy też co ty czujesz do mnie -uśmiechnęłam się.
<Trevor?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz