muza

niedziela, 29 czerwca 2014

Od Aerena, cd. Stannis'a

Nie pamiętałem tego rycerza, choć prawdopodobne, że coś już o nim słyszałem. Jego nazwisko z pewnością było mi znane. Jednak jeśli pamięć mnie nie zawodziła należało do znacznie starszego mężczyzny. Musiałem mieć zatem do czynienia z jego synem. Nie zastanawiałem się nad tym dłużej. Wydawało mi się, że myślami jest gdzie indziej. Oczywiście nie było to ani moją sprawą, ani moim problemem, jednakże zawsze było to niezwykle interesującym zjawiskiem, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Wyglądało na to, iż nie miał ochoty na rozmowy, ja jednak dziwnym trafem akurat takową posiadałem. Tym bardziej, że interesowało mnie cóż może on robić w tej części królestwa. Jeszcze chwilę spoglądałem na jego twarz i w jego oczy starając się czegoś o nim dowiedzieć.
-Przyjemny dzień na spacer –powiedziałem, spoglądając w stronę morza. –Tym bardziej jeśli lubi się upały. Słonce najwyraźniej nie ma zamiaru skąpić nam dziś swych promieni. Już teraz otula swoim blaskiem całe miasto, a my możemy to podziwiać. Doprawdy wielką siłę ma ten ogień.
Odwróciłem się ponownie w jego stronę i znów spojrzałem mu w oczy. Widziałem w nich zniecierpliwienie. Nie dziwiło mnie ono. Na ogół nikt, spotkawszy kogoś po raz pierwszy, nie rozpoczyna rozmowy od zachwytu nad słońcem, jednakże właśnie te słowa musiałem wypowiedzieć, niezależnie od tego co miało być tematem dalszej rozmowy, gdyby takowa nastąpiła. On jednak milczał.
-Jeśli Cię nudzę, musisz mi wybaczyć. Niestety mam pewną słabość do ognia, niezależnie od źródła z którego pochodzi. Co zaś Ciebie wiedzie tą, a nie inną drogą? –zapytałem, najwyraźniej nie mogłem liczyć na odpowiedź.
Postawa rycerza rozbudziła tylko me zainteresowanie, choć powinienem nie ingerować w jego własne sprawy.
<Stannis?>

od Edwarda do Fallon (2)

Walczyłem z Litarem na tępe miecze. Często urządzaliśmy sobie takie mini-turnieje. Zazwyczaj wygrywałem, ponieważ Lit miał jeden słaby punkt-uderzenia zza głowy. Nie potrafił się przed nimi obronić.
Akurat walczyliśmy, a ja zachowałem tenże cios na później. Wtedy Litar postanowił dźgnąć. Już miałem odparować cios, kiedy ponad ramieniem rycerza dojrzałem śliczną dziewczynę-młodą lady Fallon. Zagapiłem się, a Litar przekonany, że cios mu się nie uda dźgnął bardzo mocno.
-Au!-wrzasnąłem i opadłem za ziemię.
-Nie flirtuję się na odległość podczas walki, bratku-zaśmiał się cicho i podął mi rękę. Zignorowałem go. Do Fallon podeszła jej matka.
Przywołała mnie gestem. Natychmiast podbiegłem.
-Witaj, Edwardzie. Moja córka ma jechać na Bal Młodych Dziewic, a po tym co stało się 10 lat temu nie chcę jej wysyłać bez eskorty. Będziesz tą eskortą dowodził.
-Zrobię to z ochotą, pani-skłoniłem się nisko, nie tracąc z oczu młodej lady.
~~*~~
-Ty jesteś Edward. Przywódca mojej eskorty.-stwierdziła Fallon tym swoim delikatnym głosem.
-Tak, zgadza się-dociągnąłem popręg konia-Zawsze do usług, milady. Osiodłać pani konia?
-Mów mi Fallon. Jakbyś mógł, Edwardzie.
W jej ustach moje imię brzmiało tak pięknie, niczym najdoskonalsza poezja. To ciekawe, bo zawsze wydawało mi się takie...przeciętne.
-Więc...co to za Bal Dziewic, pa...Fallon?

Fallon?

Od Fallon –c.d. Edwarda -(1)

Ciepłe słońce Sumer Sea było w zenicie, kiedy na mojej operze zaczęłam zwiedzać po raz tysięczny okolice zatrzymując się obok miejsca gdzie trenowali rycerze. Westchnęła widząc jednego. Wiedziała, że jej matka nie pozwoli wy wyszła za mąż za rycerza tylko za lorda, ale jeśli już by był rycerz to z lordowskimi korzeniami. Zsiadłam z konia. Chciałam pokazać, że i ja potrafię walczyć na miecze. Chwyciłam jeden. Podeszłam do słomianego rycerzyka. Miecz był idealnie wywarzony i dobrze trzymał mi się w dłoni. Uderzyłam manekina to z jednej do z drugiej strony. Nagle poczułam, że ktoś mnie łapie w tali. Nauczyłam się od ojca, że miecz powinnam opuścić, kiedy się obracam, więc tak zrobiłam. Rycerz ten był piękny a ja tylko westchnęłam głęboko. Jednak musiałam się skupić na tym że chwycił mnie w tali.
- Wiesz że mogli by ci odciąć dłonie –powiedziałam prawdę –Chwyciłeś mnie w tali a ja nawet nie znam twego imienia cny rycerzu. Ty pewnie mnie znasz. Jestem lady Fallon Lancaster.
- Ja jestem Edward Lorian pani –powiedział z uśmiechem –Mogę też dodać, iż panienka źle stoi, dlatego chciałem tylko panienkę poprawić. Dobra postawa równa się nie utracenie jakiejś kończyny.
- Dziękuję, nie wiedziałam –powiedziałam speszona –Czy dobrze trzymam miecz?
Chłopak zaśmiał się i zaczął mnie ustawiać i pokazywać jak się chwyta za miecz i jak się uderza. Pewnie nie jeden nie odważyłby się nawet mi pokazać jak się walczy, lecz on był inny. Zaczęłam więc uderzać w manekin tak jak mi powiedział a ten tylko się zaśmiał.
- Dobrze ci idzie panienko Lancaster –powiedział –Nie jeden młodzik mógłby się od ciebie nauczyć postawy. Pewnie świętej pamięci ojciec cię uczył? Powiem tylko tyle, że wy walkę macie w genach. Twój brat walczy dużo lepiej od mnie powala dużo od mnie starszych rycerzy. Mozę chcesz spróbować prawdziwej walki, ale na tępe miecze, bo nie mam zamiaru cię skrzywdzić.
Skinęłam głową a chłopak poszedł, bo dwa tępe miecze i jeden podał mi. Uśmiechnęłam się delikatnie i natarłam na niego, lecz ten odparował cios i uderzy, lecz ja się obroniłam. Nie chciałam by udawał że ze mną walczy. Chciałam bym walczył tak jak bym była mężczyzną. Nagle udało mi się że upadł lecz ten przy upadku zahaczył o mnie nogą i ja poleciałam na niego. Po czym przyłożyłam mu tępy nóż do gardła.
- Wygrałam –powiedział z uśmiechem, po czym dodałam –Taka walka nie jest wcale fajna a głupia. Nie lubię, gdy ktoś udaje, że walczy ze mną a tak naprawdę daje mi fory. Jeszcze raz teraz pokaż jak naprawdę walczysz Edwardzie.
Wstałam i znów zaczęliśmy walczyć a skończyło się na tym, że to ja leżałam na ziemi a on przykładał mi miecz do szyi. Chłopak wstał i podał mi dłoń. Otrzepałam sukienkę z ziemi. Wiedziałam, że mama mnie zabije w końcu już myślała, że jestem tylko małą papużką powtarzającą to, co ona chce.
- Dziękuję za walkę cny rycerzu –uśmiechnęłam się –Teraz pokazałeś, że umiesz walczyć.
<Edwardzie?>

Od Florencee cd. Trevor'a

Spojrzałam na wszystkich. Szczerze to nie wiedziałam, o co chodzi. Był taki ruch jak na przyjęciu zaręczynowym a przynajmniej to mi przyszło do głowy. Cóż za ironia losu, że akurat o tym pomyślałam. Dygnęłam. Trevor odprowadził mnie na moje miejsce a służący odsunął krzesło bym mogła usiąść. Siedziałam po prawic mego ojca a Trevor po lewicy swojego. Kolejny zbieg okoliczności, że siedzieliśmy koło siebie po między królem a lordem. Spojrzałam pytająco na Trevora. Ten miał taką samą minę jak ja. Pogubił się w tym wszystkim. W końcu, kiedy mój ojciec zaczął jeść i ja zaczęłam jeść a co za tym idzie cała reszta. Byłam głodna jak wilk. Chodź to niezbyt mi przystoi to chwyciłam za kurze udo i (niech ciebie szlak trafią dobre wychowanie) zaczęłam je kroić nożem i nabierać mięso widelcem chodź tak bardzo chciałam po prostu chwycić je w dłonie i zjeść. Przeglądałam gości. Sama wyższa strefa i po prostu rodzina Trevor’a. Czułam po prostu czułam, że coś się kroi.
- Po kolacji masz się przebrać. Służąca powie ci, którą suknie i tu wrócić. –powiedział a ja podniosłam brew –To niespodzianka. Naprawdę słońce to niespodzianka i nie mogę ci zdradzić.
- Taka niespodzianka, że nawet Trevor nie wie? –spytałam a ten uśmiechnął się delikatnie. –Wiem masz jeść i się nie przejmować. Zawsze to mówisz tato.
Powiedziałam niechętnie i odwróciłam wzrok w stronę chłopaka wyciągnęłam do niego rękę niezauważalnie a ten ją złapał, bo już skończył jeść. Po kwadransie zostałam niegrzecznie spławiona i odesłana do pokoju. Służka zakasała rękawy. Sukienka, którą miałam ubrać miała straszliwie paskudny gorset, ale za to duł zwiewny i prosty a niewyglądający jak dynia. Wszystko miało kolor brzoskwini. Służka ubrała mnie w nią i założyła gorset. Zawiązując go prawie straciłam dech w piersiach ale naprawdę dzięki czemu zawiązała mi trochę luźniej. Słowy rozczesała i uczesała w bardzo dostojny kok przewiązany szkarłatną wstążką. Wyglądałam nieźle, ale nadal nie mogłam oddychać. Założyłam delikatno pomarańczowe baleriny, po czym ruszyłam. Przez drogę do jadalni próbowałam wyciągnąć z służki, co jest grane, lecz ta nic. Weszłam do jadalni i spojrzałam pytającym wzrokiem na, Tevora który został już wtajemniczony w te całe zamieszanie.
<Trevor?>

sobota, 28 czerwca 2014

od Luelle CD Stannis'a

-Nie jestem romantyczką-zaczęłam powoli-Nie lubię wygłaszać długich, wzruszających mów. Prosto i krótko mówię co myślę, a w tym wypdaku co...czuję.-wzięłam głęboki oddech. Stałam bardzo blisko mężczyzny, bo kiedy mówiłam powoli podchodziliśmy do siebie. Patrzył mi prosto w oczy, a ja jemu-Stannisie...
-Mamy drewno!-zameldował dumny z siebie dowódca żołnierzyków. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
-To świetnie! Dobra robota, panowie. Teraz odwieziecie to drewno do Raven Rock. Później mi powiesz-mruknął.
-Dobrze-odszepnęłam i dodałam głośno-Jedźcie za mną, droga jest długa! Przygotujcie dużo wody dla koni. Flyelle, do mnie.
Klacz podbiegła i nadstawiła się żebym wsiadła.
-Do zobaczenia. Powiesz mi jak rozmowa z ojcem.-pożegnałam Stannis'a i skierowałam klacz przodem.
~~*~~
-Omego, co się ze mną dzieje?-spytałam miśka.-Niezależna, samotna młoda kobieta i nagle zjawia się podrywający żołnierzyna i zawraca jej w głowie. Gdzie w tym logika?
Omega w odpowiedzi wskoczył mi na kolana i polizał w podbródek.
Nie porozmawia się z takim niedźwiadkiem...
~~*~~
Następnego dnia już od rana wyglądałam Ogara. Kiedy słyszałam odgłos kopyt podrywąłam się i szukałam znajomej twarzy. Za ósmym razem naprawdę był to on.
-Stan!-zawołałam radośnie i zbiegłam na parter do drzwi.
Już pod nimi stał.
-Dzieńdobry, Luelle-przywitał się szerokim uśmiechem.
-Jak rozmowa z ojcem?-spytałam od razu sadzając go na jednym z krzeseł przy stole, a sama siedłam naprzeciw.

Stannis?

Od Trevor'a cd. Florencee

- Wierzę na słowo, że kiedyś to nadrobimy. - Powiedziałem
i pocałowałem ją w czoło.
Spacerkiem ruszyliśmy w stronę zamku. Za niedługo miała być
kolacja. Zastanawiałem się jak będzie podczas kolacji.. Obiad wyszedł...
No jako tako, zważywszy, że Flo się 'wkopała'.
''ciekawe czy nasi ojcowie nadal pamiętają o tym co miało miejsce
podczas obiadu''. Z tą myślą dotarliśmy do zamku. Odprowadziłem
ją do pokoju, a następnie sam poszedłem do siebie.

~*~

Przebrany i odświeżony poszedłem do Flo. Wyglądała bajecznie!
Jak zresztą zawsze.
- Pięknie wyglądasz - Szepnąłem jej do ucha.
- Dziękuję - Powiedziała uśmiechnięta i chwyciła mnie pod ramię.
Podczas drogi milczeliśmy, a gdy weszliśmy wszyscy dziwnie na
nas spojrzeli. Właśnie. WSZYSCY. "Co mnie omineło?" Zadałem
sobie w głowie, głupie pytanie, gdy zauważyłem że przy stole oprócz
mego ojca i Króla są moje ciotki, siostry ojca, Saletra z mężem oraz
Morgana również z mężem ale również z Stannis'em mym kuzynem,
oraz z niejakim Rollo Leif'em który jest zaś jego kuzynem. Prócz nich
był również mentor Stana oraz dawny nauczyciel również jego ojca, Magnus, stary ale miły i bardzo sprawny rycerz. Najstarszy w Dragon
Cave.
- Eeem...- Popisałem się moją jakże wielką i dostojną jak na młodego
lorda elokwencją - Witam ciociu-e, Wujku-owie, Rollo, Stan, panie
Magnusie. Ojcze, Królu.... Wybaczcie spóźnienie... - Zacząłem lecz
nie wiedziałem co powiedzieć dalej.... bo.. bo co?

Flo? XD

piątek, 27 czerwca 2014

Od Florence -c.d. Sireel

Gdy przyjechałam na dziedziniec. Zeskoczyłam z konia i co tchu biegłam do ojca. Nie bałam się o siebie lecz o ludzi przebywających tam o kobiety i dzieci którzy spokojnie przebywali na targu. Wszystko wyjawiłam jednym tchem i spojrzałam na ojca i lorda oraz jego syna.
- Florence ile tysięcy razy mam ci powtarzać że targowisko nie jest dla księżniczek -powiedział -Lecz ruszę wraz z pięcioma najlepszych rycerzy. Przegonimy ich bodź też zabijemy. Chyba nie maż nic przeciwko. Mogli cię zabić albo gorzej myszko. Nie pogodził bym się jeszcze ze twoją stratą. Nie chciał bym przechodzić to samo co było z Possy a jeszcze wcześniej z Christopherem.
- Więc tak miał na imię -spojrzałam na niego -Tak miał na imię mój brat a ty to przed mną taiłeś 15 lat. Lecz to nie czas na kłótnie ojcze. Szybko bo nam uciekną i obrabują wszystkich.
Ojciec przewrócił oczami. Wstał i nakazał jednemu ze swoich rycerzy by jego koń za minutę miał być przygotowany do przejażdżki i już po chwili pędziliśmy wraz z pięcioma rycerzami do miejsca zdarzenia. Sireel ukłoniła się królowi tak jak to robią mężczyźni po czym powiedziała iż uciekli na północ a rycerze wraz z ojcem popędzili w wskazane miejsce. Bałam się i o niego i rycerzy.
- Dlaczego oni chcą ich zabić? -zapytała jedna kobieta z dzieckiem gdzieś za mną.
Byłam na to przygotowana. Odchrząknęłam a wszystkie wzroki skupiły się na mnie. Urodziłam się by przemawiać i słuchać audiencji.
- Chcą ich zabić dla naszego bezpieczeństwa. Po to by wasze dzieci mogły spać spokojnie. Ci którzy okażą skruchę zostaną zesłani na mur lecz ci co stawią opór... Marny ich los. Ich głowy pozostaną tam gdzie zostały ścięte. Bez litości dla kobiet dzikich i ich potomków jeśli nie okażą skruchy. Czyż nie ich dzieci za parę lat będą próbowali nas zabić? Nas i nasze dzieci? Czyż nie ich płody które wychodzą na świat i rosną potem zabijają naszych? To gdzie tu litość z ich strony? Jest jedna dla kobiet. -urwałam każdy wiedział że czym młodsza uprowadzona tym więcej dzieci im da na świat -Ale czyż możemy ufać ich kobieto? Czyż nie są tak samo podstępne jak ich mężowie i płody gdy dorosną? Dlatego też nie zostawimy tego od tak.
<Sireel?>

Od Stannis'a cd. Luelle

Byłem zdziwiony, że sama mnie pocałowała... I to jak zdziwiony!
Mimo zdziwienia, momentalnie objąłem ją, a ona zarzuciła mi
ręce na szyje.
"Ciekawe co by pomyślał ojciec gdyby mnie z nią teraz zobaczył"
Mimowolnie przeszło mi to przez myśl. Mimo iż moja ciotka, siostra
matki wyszła za chłopa i moja matka oraz wuj zaakceptowali to
i wręcz mieli żal do swojego ojca o to, że się jej wyparł i odtrącił ją
z tej przyczyny to wcale nie oznaczało, że oni przyjmą to wspaniale.
No wuj tak, ojciec jako tako przejdzie ale matka? Nieeee... Raczej
wątpię by była zachwycona.
Jak na zawołanie usłyszałem głosy ludzi, kopyt koni i nie tylko,
za sobą. "odkleiłem" się od Lue, i powoli, najbardziej powoli jak
tylko mogłem odwróciłem się do tyłu. Luelle była zaskoczona.
A ja stałem jak kołek wbity w ziemie gdy zobaczyłem czarnego
rumaka ojca, oczywiście wraz z jego właścicielem. Po jego bokach
byli; z prawej Rollo, a z lewej Kryptus, zaś z nimi było 5 innych rycerzy,
w tym ojciec Leif'a i Morvil'a a także najstarszy ze wszystkich rycerzy,
Magnus, uczył mnie wszystkiego ale nie tylko mnie, również Leif'a
Kryptusa Morvila oraz ich a także mojego ojca.
- Yyyy... Witam... Jak mija wam dzień przyjaciele... Ojcze..? - Poczułem
się strasznie 'głupio'.
- Widzę, że masz już swój łuk. - Powiedział mój ojciec wznosząc brew
w górę - A taa... panna? Co stoi za tobą? - Zapytał lecz ledwo zdążył
zapytać, a Rollo już mu odpowiedział.
- Luelle Luilówna, wuju. Kupiec z Raven Rock. - Dodał równie szybko.
A ja zmierzyłem go wzrokiem godnym rozwścieczonego ogra.
- Ah... To ty zrobiłaś łuk który dostał od kuzyna Stannis, oraz miałaś
zrobić te po które wrócił wcześniej do królestwa niż było zamierzone..?
- Tak, panie. - Odpowiedziała
- Chcesz mi coś powiedzieć synu...? - Zapytał a ja już wiedziałem o co
chodzi...
- Oh.. Syriuszu daj spokój dzieciakom, nigdy nie byłeś zakochany?
Powiedział stary Magnus. A ja byłem strasznie czerwony gdy to powiedział, mój wuj oraz pan Morvil zaśmiali się widząc moje
rumieńce a ojciec zareagował na to tylko podniesieniem brwi.
- Dobrze chodźmy mieliśmy jechać do wioski to ruszamy! - Zarządził
Magnus a ojciec tylko dodał - Porozmawiamy jak wrócę, bez matki.-
I ruszył za Magnusem, któremu byłem wdzięczny za to że 'zarządził
odwrót'. Wtedy też przypomniałem sobie o Luelle która stała cały czas
za mną. Odwróciłem się..

Luelle? XD

Rycerz Sumer Sea- Edward Lorian

Imię: Edward
Nazwisko: Lorian
Pseudonim: Devo(zupełnie nie wie czemu)
Wiek: 18
Królestwo: Summer Sea
Stanowisko: Rycerz
Aparycja: Edward jest przystojnym i miłym młodym mężczyzną. Wysoki, o długich włosach i czarujących, ciemnych oczach. Dobrze zbudowany i wysportowany. Świetnie walczy.
Charakter:
Wady:Porywczy, nieco agresywny, łatwo się denerwuje
Zalety: odważny, waleczny, zawsze stanie w obronie bliskich, honorowy, szczery, prawdomówny, szanuje kobiety, tolerancyjny
Rodzina: jedynak, rodzice- Navaerija i Lanthras. Dziadkowie-Chrenchanta, Frit(ze strony matki) Lantratta, Daoluj(ze strony ojca)
Zainteresowania: walka, przejażdżki konne, łucznictwo, żarty
Historia: Urodził się w dużej posiadłości Summer Sea. Rodzice wychowywali go na walecznego, honorowego rycerza. Kiedy osiągnął wiek 18 lat wysłali go do wojska. Szybko osiągnął wysoki stopień. Pilnuje granic królestwa
Informacje poza: Żadko czesze włosy, lubi być rozczochrany
Zauroczenie:Fallon
Żona :Fallon
Towarzysz: Kruk Alcautro
Koń:Brie
Inne zdjęcia: 1,2,3
Login: juda

czwartek, 26 czerwca 2014

od Luelle CD Stannis'a

Pojechaliśmy do Dragon Cave na następny dzień. Wraz z eskortą ludzi Stan'a, którzy zcięli konar dużego drzewa.
-Ten sie nada do tego ciężkiego.-orzekłam i wzięłam się do roboty. Po 2 godzinach łuk był gotowy.
-Wypróbuj go.-podałam mu łuk. Wycelował i strzelił w pień dębu. Strzała wbiła się do połowy długości.
-Nooo...działa. Świetnie działa. Masz potencjał.
-Dziękuję. A wy!-zwróciłam się do ludzi-Zetnijcie konar lipy. To takie drzewo z sercowatymi liśćmi.
Ludzie pokiwali głowami i odeszli. Po półgodzinie wrócili, na szczęście z konarem lipy.
Czekały mnie kolejne 2 godziny pracy i dodatkowa godzina zdobienia, do tego pół godziny malowania.
Po pracy podałam mężczyźnie łuk brudnymi od farby rękami.
-Prezentuje się wystarczająco dostojnie?-spytałam ze śmiechem.
-Jeszcze lepiej niż wystarczająco. Piękny...
-Nie sądzisz o panie, że wypadałoby podziękować?
-Racja-przyznał i pocałował mnie w usta. Nie zareagowałam tylko zamknęłam oczy. Kiedy skończył spojrzałam na niego zdziwiona.
-Szczerze mówiąc, spodziewałam się czego innego.
-Więc się nie podobało?-zapytał chytrze.
-Nie...to znaczy tak...to znaczy...może?
-Pierwszy raz widzę zmieszaną Luelle z Luilów! Cóż to się stało?
Nie odpowiedziałam, tylko tym razem sama go pocałowałam. Objął mnie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.

Stannis? xD

środa, 25 czerwca 2014

Od Florencee-c.d. Trevor'a

- Cóż ja czuję? -spytałam go spoglądając prosto w jego ciemne delikatne oczu- Czuję szczęście wiedząc że w końcu znalazłam miłość, ulgę że nie zabiłam cię bądź nie zostałeś przez mnie poszkodowany -zaśmiał się -Ciepło buchające od ciebie, słyszę rytmiczne uderzanie twojego serca które daje ukojenie mym uszom. Trevorze może czas to powiedzieć sobie w twarz a raczej ja tobie... Kocham cię. Naprawdę cię kocham.
Chłopak jak by czekał na te magiczne słowa. Nie byłam tak dobrym mówcą jak on. Najwyraźniej to mu wystarczało. Pocałował mnie ale nie tak jak ostatnio że ledwo musnął me wargi tylko namiętnie jak by to był nasz ostatni. Przecież tak naprawdę miałam z nim spędzić wieczność a przynajmniej tyle bym chciała i jeśli żniwiarz zabierze mi go wcześniej to czy ta chwila nie jest właściwie małą wiecznością po między sekundami. Jednak wracając do tematu. Jego usta tak wilgotne tak ciepłe przeszły z mych ust na szyje. Zamknęłam oczy oddając się chwili rozkoszy. Po czym jednak odeszłam na krok od niego.
- Coś się stało? -spytał. Jego głos zawierał tak wielką troskę.
- Kocham cię lecz czyż nie w takich miejscach pająki mają największą sieć? Jesteśmy tylko małymi muszkami które są o krok wpadnięcia w sidła pająka -powiedziałam -Ogród to nie jest dobre miejsce.
- Nieśli nie chcesz to powiedz to normalnie. Zbywasz mnie zacna panno -powiedział i westchnął
- Nie zbywam -dłonią przejechałam po jego policzku. Wspięłam się na palce by przyłożyć swoje czoło do niego. -Ja tylko mówię prawdę. Naprawdę gdybym chciała żebyś sobie poszedł to bym uciekła. Lecz nie uciekam. U nas w królestwie jest dużo pająków. Zawsze niepochlebnie mówią a w szczególności kiedy odnajdą taką nowinkę. To dla nich jak miód na pszczoły.
Chłopak przyjrzał mi się szukając w oczach kłamstwa. Nie kłamałam. Uniosłam kącik ust. Chwyciłam go pod ramię. Chciałam coś powiedzieć po czułam że to moja wina. Zawsze palnę coś nie tak i nasza mała wieczność po między nami znika. Po prostu PUF! To nie było fajne.
- Trevor ja naprawdę -odwróciłam wzrok. Nie chciałam psuć tego jeszcze bardziej. -Może zabrzmi to egoistycznie ale boję się o opinie o to jak widzą nas inni. Gdybym tylko nie była księżniczką to tam mogłam całować się z tobą nawet i godzinami. Proszę nie miej tego mi za złe. Kiedyś to naprawię. Obiecuję!
<Trevor? Brzmi zachęcająco xD>

Od Stannis'a cd. Aerena

To był okropny dzień. NIC. W dosłownym tego słowa znaczeniu
mi się nie udawało. Obudziłem się o standardowej porze i jak
zwykle zszedłem zjeść posiłek z rodzicami. Matka jak na damę
przystało, wyglądała olśniewająco za to ojciec wydawała się
strasznie rozdrażniony.
- Ojcze? Coś nie tak? - Zapytałem
- Nic... - Mruknął - Nie myślałeś może o założeniu rodziny? - Zapytał nagle
- Hę? - Zdziwiony spojrzałem na niego, matka zaś nie przejęła się
mym zdziwieniem tylko dokończyła za ojca.
- Razem z twoim ojcem postanowiliśmy...- Tu wymieniony wcześniej
przewrócił oczami. Popatrzyła na ojca i zaczęła od nowa
- No dobrze. Ja postanowiłam że jesteś już wystarczająco dorosły
by móc założyć rodzinę! Co więcej ja żądam tego od ciebie.
- Ale ja nie chce! - Oburzyłem się. Pierwszy raz którekolwiek z nich
żądało bym założył rodzinę. Wcześniej nawet o tym nie rozmawialiśmy.
- Tu nie ma żadnego ale synu. - Dodał poważnym głosem ojciec.
- Ale dlaczego?
- Ponieważ jesteś naszym jedynym potomkiem. Spójrz na swego
kuzyna! - Zaczęła matka - On jest od ciebie młodszy...
- Tylko o rok! - Wpadłem matce w słowo.
- To nie ma znaczenia że on nawet ma narzeczoną! I to kogo! Twój
wuj wraz z samym królem chcą urządzić im ślub a ty nawet nie masz,
żadnej na oku!
- I dobrze mi z tym! - Powiedziałem i gwałtownie wstałem od stołu
i szybko wyszedłem. Bo jak mam powiedzieć matce i ojcu, że kocham
się w kobiecie która sprzedaje łuki, jest kupcem z Raven Rock?!
Po tej sprzeczce ruszyłem poćwiczyć walkę na miecze z moimi
towarzyszami. Lecz nie potrafiłem się skupić.Bo; jeśli im nie powiem
to moja jakże uparta matka znajdzie mi jakąś młodą Lady lub inną
dziewczynę z szanowanej rodziny a jeśli powiem to nie wiadomo
jak zareagują! Po jakże krótkim treningu postanowiłem się przejść.
Byłem obolały a trening był naprawdę krótki bo chłopaki powiedzieli
żebym poszedł się przejść i wrócił jak mi minie to co mam w głowie,
bo nie da się ze mną trenować. W dodatku Serber gdzieś zniknął i nigdzie
nie można go znaleźć, a mój "kochany" koń Mako gdy chciałem wrócić
na nim do domu zrzucił mnie od razu jak na niego wsiadłem i sam
pognał do domu. Wtedy postanowiłem się przejść. Ruszyłem przed
siebie aż w końcu doszedłem do Klifu zobaczyłem jakąś postać więc
podszedłem bliżej, musiał mnie usłyszeć bo gdy podszedłem już
bliżej on wstał. Był to Aeren Raenertan, Młody Lord Dragon Cave.
Od razu postanowiłem się przywitać - Przynajmniej kultura nie ma
prawa się nie udać.
- Witaj Panie, - Skinąłem głową.
- Witaj... Jak cię zwą? - Zapytał.
- Jestem Rycerzem zwą mnie Ogrem a nazywam się Stannis Viserys
Carvor. - Odpowiedziałem grzecznie. Jeszcze by mi brakowało młodego
lorda mieć na głowie...

< Aeren? xP>

wtorek, 24 czerwca 2014

Od Trevora cd. Florencee

- Hehe - Zaśmiałem się pod nosem - Zależy ode mnie? Czyli coś
do mnie czujesz? - Zapytałem robiąc mały kroczek w przód tak że
się niemal stykaliśmy ciałami
- A co ty czujesz? - Zapytała już odważniej patrząc mi prosto w oczy.
- Wymigujesz się od udzielenia odpowiedzi - Szepnąłem jej w usta
a ręką zgarnąłem kosmyki włosów za jej ucho. - Ale dobrze - Dodałem
po chwili - Co czuję? Czuję zapach który nie jednego mężczyznę,
starszego, młodszego, powaliłby na kolana. Widzę piękno na który
widok nie jeden zszedłby do piekieł byleby oglądać go wieczność.
Czuję słodki smak dotykając twych usteczek, za co nie jeden dałby
się ściąć byleby móc go chociaż raz spróbować tak jak chcieli by
ciała twego skosztować i sprawdzić czy prawdziwy ten karmel
który tak zachęca. Widzę rumieńce których nie jeden chciałby zostać
sprawcą. A co ja czuję? Czuję ciepło gdy pomyślę, że mogę mieć
cię u boku swego każdego dnia, czuję dumę gdy pomyślę, że mam
szansę na spróbowanie tego o czym inni mogą marzyć... Ale przede
wszystkim czuję radość gdy cię widzę, zawiedzenie gdy musisz iść,
szczęście gdy cię ujrzę, i miłość gdy jesteś obok. - Zakończyłem
szepcząc je w usta, które tak blisko... "Nie!" Powiedziałem sobie
i zapytałem najpierw - A ty? Co ty czujesz?

<Flo? Normalnie wena we mnie tchnęła na pisanie romansideł >

Od Stannis'a cd. Luelle

-Dziękuję ci, Stannisie, ale jednocześnie bardzo chciałabym się
dowiedzieć, dlaczego wyrwałeś mnie z ciepłego łóżka i teraz zachwycasz
się moim mieszkaniem?
- Ah... Nie musi być tak poważnie, Wystarczy Stan albo Ogar, to mój
pseudonim. - Dodałem sugestywnie poruszając brwiami. - A wyrwałem
cię z ciepluśkiego łóżeczka boooo... Idziemy do lasu - Dodałem szczerząc
się jak jakiś pajac.
- Co? Lasu? - Zapytała
- Tssaaa... Ale tak serio to zabieram cię w podróż. - Powiedziałem
uśmiechając się tajemniczo - Bo wiesz mój ojciec jest rycerzem,
matka zaś młodszą siostrą Lorda Lothbrok'a a ja wcale nie miałem
być rycerzem. Po prostu ja zawsze lubiłem się bić i walczyć dlatego
nim zostałem. Mamy duże tereny w Dragon Cave które odziedziczył mój
ojciec po swoich rodzicach oraz z Raven Rock które odziedziczyła po
śmierci ojca moja matka a ja te ziemie po ich śmierci będą moje i jest
tam dużo lasów a ty chciałaś mieć drewno na łuki więc... Pojedziemy
do Cave i sama sobie wybierzesz drzewo do łuków - Powiedziałem
dumny jak paw z mego pomysłu.
- Jak sama drzewo wybiorę do łuków..? - Chyba się w tym pogubiła...
- Więc pojedziemy do Dragon Cave.. - Poczekałem aż skinęła głową
że 'zrozumiała' - I pójdziemy do lasu.. - Znów skinienie - A ty se
powybierasz drzewa... - Skinienie - Które moi ludzie zetną - Następne
skinienie - A ty zrobisz z nich łuki! - Dodałem radośnie
- A co ty z tego będziesz miał? - Zapytała podejrzliwie, mrużąc oczy.
- Ah... Satysfakcje z udzielenia pomocy pięknej niewieście! - Zawołałem zalotnie.
- Tsaa... A tak na poważnie, Stannisie? - Zapytała z powagą.
- Ah... Dobra zrobisz mi dwa łuki. Jeden nie musi być piękny,
Ma być za to doskonały do polowania na zwierzęta ale również by
się przydał że tak powiem na człowieka. A drugi potrzebuję idealnie
prezentujący się nie musi być idealnie sprawny ma po prostu
zachwycać a ja ci za to mogę zapewnić drewna nawet na całe lata!
To co ty na to? Pojedziesz ze mną do Dragon Cave? - Zapytałem
patrząc jej w oczy

Luelle?

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Młody Lord Sumer Sea- Kassander Lancaster

Imię: Kassander (Kas)
Nazwisko: Lancaster
Pseudonim: Jeszcze nie ma
Wiek: 17 lat
Królestwo: Summer Sea
Stanowisko: Przyszły lord
Aparycja: Kas jest szczupłym ale za to umięśnionym blondynem. Jego oczy są wyjątkowo błękitne. Po matce podobnie jak u siostry mają takie same rysy twarzy. Kassander jest wysoki o drobnych i delikatnych dłoniach
Charakter: Wady: Chłopak ten jest bardzo porywczy i czasami działa zamiast myśleć. Często nie słucha umysłu a gna na oślep.Jego związki nie trwają zbyt długo. Jest podobnie jak cała rodzina rozwydrzony i rozpuszczony. Nienawidzi gdy ktoś go poprawia. Jest także chciwym człowiekiem jak na tak młody wiek. Zawsze musi dostać to co chce.Zalety: Kas jest powściągliwy kiedy niedaleko przebywają dziewczęta. Jest szarmancki i uroczy. Jest śmiały i odważny co jako lordowi mu się przyda. Jest bardzo pracowity i dokładny chodź zawsze musi roić po swojemu. Twardo trzyma się ziemi.
Rodzina: Mama, Siostra zmarły ojciec i kupa innej rodziny.
Zainteresowania: Walka i WALKA oraz WAKLA! I potyczki ^^
Historia: Kassander był zawsze tym starszym. Wychowywany od małego na lorda i znakomitego rycerza. Nie przeżył tak drastycznej historii jak jego siostra. Zawsze czół że ojciec więcej czasu jej poświęcał chodź byli w tym samym wieku. Tak naprawdę to on przekupił dzikusów by ją porwali. Nie lubił swojej siostry chodź nie widać tego było w ogóle znaczy kiedy byli młodsi to ją naprawdę kochał potem nadszedł kryzys dla niej i niego i teraz znów są kochającym rodzeństwem lecz chodzącymi odwrotnościami. Odkąd ojciec zmarł a na razie rządzeniem zajmuje się jego matka to lubi przebywać wśród panien chodź zazwyczaj ćwiczy szermierkę, walkę, jazdę na koniu taktyki, strategie wojenne.
Zauroczenie: Mu w serducho żadna nie wpadła.
Narzeczona: Brak ;-;
Towarzysz: Yregette-seter angielski
Koń:Dorcas 
Inne zdjęcia: 1
Login:♥Joanne♥

od Aerena

Obudził mnie delikatny powiew morskiej bryzy i promienie słońca prześwitujące przez ognistoczerwone zasłony z cienkiej tkaniny. Powoli otworzyłem powieki, walcząc jednocześnie z sennością, która przyciągała mnie jeszcze do łóżka. Dopiero wówczas zorientowałem się, ze coś twardego uwiera mnie w okolicach karku. Uniosłem się do pozycji siedzącej i znalazłem tam książeczkę, co prawda była cienka, lecz posiadała grubą oprawę, pokrytą ciemnobrązową skórą. Wtedy nie miałem już innego wyboru jak stoczyć się z łóżka i odłożyć ją w stosowne miejsce. Kiedy przechodziłem obok biurka położyłem ją na stertę innych, które już dawno powinny zostać odniesione do biblioteki, jednak jakoś nie specjalnie kwapiłem się, by to uczynić.
Stanąłem obok okna i wyjrzałem przez nie, by zupełnie się rozbudzić. Lekki wiatr pomógł mi w tym szybko, a zapach soli w nozdrzach sprawił, że powoli zaczął się w mojej głowie kształtować pomysł na spędzenie dalszej części dnia, który to z kolei zapowiadał się słonecznie i upalnie. To ostatnie nie przeszkadzało mi w najmniejszym stopniu. Czułem już większy Żar na skórze, związany z ogniem. Nie czekałem dłużej, tylko pospiesznie narzuciłem na siebie pierwsze lepsze ubranie i wyszedłem, opuszczając zimne mury zamku.
Na niebie nie dostrzegłem chmur, no może poza linią horyzontu, gdzie można było dostrzec niewielkie białe obłoki. Na ulicach nie widziałem prawie nikogo. Najpewniej było to spowodowane wczesną porą. Minąłem kilka kamienic, by następnie skręcić w zaułek. Przebiegłem kawałek po wybrukowanej ulicy, by usłyszeć szum morza i krzyki mew. Po następnym skręcie znalazłem się nad klifem.
Morza miało piękny lazurowy kolor. Przysiadłem na skałach i wpatrywałem się długo w żagle statków, znikających i pojawiających się na widnokręgu. Po skale szybko przebiegła jaszczurka i zatrzymała się w okolicach mojej dłoni. Delikatnie dotknąłem jej małej główki, a ona nawet się nie poruszyła. Wygrzewała się tylko dalej w pełnym słońcu, jakby nigdy już nie miała go zobaczyć. Nie chciałem jej spłoszyć, ale wyglądało na to, iż się mnie nie obawiała. W końcu pobiegła na swoich małych nóżkach dalej i zniknęła za jakimś głazem. Ja tymczasem zamknąłem oczy, by móc dokładnie wsłuchać się w fale uderzające o skały i szum bryzy. Wtedy do usłyszałem też czyjeś kroki.
<Stannis?>

Lord Dragon Cave -Rhaenor Raenerian

Imię: Rhaenor
Nazwisko: Raenerian
Pseudonim: Smok
Wiek: 42 lat
Królestwo: Dragon Cave
Stanowisko: Lord Dragon Cave
Aparycja: Rhaenor to wysoki mężczyzna, zawsze ubrany stosownie do swojej pozycji. Najbardziej charakterystyczne są jego mocno niebieskie oczy.
Charakter:
Wady: Często unosi się gniewem, co zazwyczaj tłumaczy obecną w jego żyłach krwią smoka. Prócz tego rzadko myśli o terenach poza Dragon Cave i jakoś nie specjalnie kwapi się, by im w jakikolwiek sposób pomagać. Władza ma dla niego duże znaczenie, wiec w obecnych czasach pożąda jej bardzo mocno.
Zalety: Jeśli już dobędzie się jego zaufanie można być pewnym, iż nie zdradzi przyjaciół. Potrafi doskonale wykorzystać sytuację, a także wzbudzić szacunek u swoich ludzi. Z niesamowitą wręcz łatwością wychodzi z wszelkich kłopotów, a nawet obraca je na własną korzyść. Prócz tego jest charyzmatyczny i opanował w zadowalającym go stopniu sztukę perswazji.
Rodzina: żona Erele, syn Aeren, ojciec Eraleg (zmarły)
Zainteresowania: strategia, smoki, żegluga, władanie mieczem
Historia: Urodził się i wychował w „Smoczym Królestwie”. Lordem został w wieku 22 lat, po śmierci kochanego przez ludność królestwa ojca, Eralega. Dość szybko udało mu się wzbudzić te same uczucia ludności wobec siebie. Znacznie mu to później pomogło. Przyczynił się do rozwoju królestwa i znacznym zwiększeniem jego dochodów. Swego czasu eksperymentował z ogniem, jednak porzucił to zajęcie. Nie mniej zainteresowanie olbrzymimi gadami nie ustało.
Zauroczenie: nikt
Żona: Erele
Towarzysz: Kaenel -czarna pantera
Koń: Aeneol
Inne zdjęcia: brak
Login: Kamanai i scotipinum@gmail.com

niedziela, 22 czerwca 2014

Młoda Lady -Fallon Lorian (Lancaster)

Imię: Fallon
Nazwisko: Lorian (panieńckie Lancaster)
Pseudonim: Gołębica
Wiek: 17 lat
Królestwo: Sumer Sea
Stanowisko: Młoda Lady
Aparycja: Fallon podobnie jak matka jest blondynką lecz jej włosy bardzo często są rozpuszczone. Oczy ma koloru piwa z nutką zieleni. Nie jest wysoka lecz szczupła. Ma piękne czerwone usta i długie czarne rzęsy. W jej uszach widnieją kolczyki.
Charakter:Wady: Fallon jest trudnym charakterem którego nic nie może złamać.Jest bardzo odważna i podobnie jak matka dość rozkapryszona. Zalety: Jest osobą szczerą która zawsze mówi to co myśli czasami się nad tym nie zastanawiając. Ma głowę w chmurach. Często odpływa do swojego małego świata. Jest rozsądna. Jej uszy słyszą wszystko i zawsze ma najświeższe ploteczki. Oddana swojej rodzinie.
Rodzina: Matka Sophie ojciec [*] Prometeusz, brat Kassander
Zainteresowania: Kocha jadzę konną i przygody chodź wychowana została na ptaszynkę mówiącą to czeko ludzie zapragną. Umie pięknie szyć oraz śpiewać a jej śpiew jest tak delikatny jak u skowronków.
Historia: Fallon była tą młodszą z bliźniąt. Zawsze z bratem się przekomarzała gdy byli dziećmi. Walczyli na drewniane i tępe miecze. Kiedyś próbowali ją ukraść kiedy była na przejażdżce. Miała wtedy 7 lat. Jej ojciec pojechał razem z nią w głąb kraju by porozmawiać z jednym pobocznym lordem wsi. Ojciec nawet nie zauważył kiedy znikła mu z oczu. Pojechała w głąb lasu. Nagle napadli jej konia. Młody chłopiec o śnieżnobiałej czuprynie i czerwonych oczach i podał jej dłoń. Miał on może 12 lat. Nie rozumiała wtedy jeszcze wszystkiego. Jego pan chwycił ją na ręce i przewiesił a ta zaczęła krzyczeć i wierzgać. Poczuła że nie była bezpieczna.Bała się lecz na szczęście przyjechał jej rycerz z odsieczą który był na polowaniu. Okazało się że tym dość szybkim krokiem wywieźli ją za granicę Sumer Sea aż do Dragon Cave. Rycerz ten był wraz z lordem Dragon Cave na polowaniu. Dziewczyna została na szczęście zesłana z grupą rycerzy do domu. Po tym co się wydarzyło już nigdy ojciec nie zamierzał zabierać jej na żadne wyprawy. Po jego śmierci dziewczyna musiała zająć się tym co robiły wszystkie kobiety.
Informacje poza: Kiedy miała 8 lat ugryzł ją pies i ma ślady zębów na lewej łydce. Ma skazę białkową.
Zauroczenie: Edward
Mąż: Edward
Towarzysz: Ksenia
Koń:Opera
Inne zdjęcia: 1,2,3,4
Login: ♥Joanne♥

Lady Sumer Sea -Sophie II Lancaster

Imię: Sophie II
Nazwisko: Lancaster
Pseudonim: Wierna
Wiek: 34 lata
Królestwo: Summer Sea
Stanowisko: Lady
Aparycja: Sophie jest niewysoką blond włosom lady.Włosy zazwyczaj upięte w najróżniejsze fryzury lecz gdy są rozpuszczone to spokojnie sięgają jej do ramion. Jej oczy są kolorem przypominające szmaragdy w kształcie migdałów. Ma piękne kobiece kształty które przyciągają mężczyzn.
Charakter: Wady: Sophie jest bezwzględna i oschła. Nie jest dla nikogo miła i nigdy nie była. Od śmierci męża stała się rozkapryszona. Zalety:Jest odważna jak nie jeden mąż. Śmiała i świetnie stosuje taktyki.
Rodzina: Mąż [*] Perseusz Dzieci: Fallon i Kassander, ojciec Henryk.
Zainteresowania: Jak każda kobieta lubi wyszywać lecz także lubi opracowywać taktyki.
Historia: Urodziła się jako lady. Wyszła z a mąż w wieku 14 lat a dzieci urodziła gdy miała lat 17 lat. Zawsze próbowała być w centrum uwagi. W wieku 20 lat próbowała pod postacią mężczyzny wepchać się na wojnę jednak jej się nie udało. Od zawsze była rozkapryszona i rozpuszczona jako że  była jedynaczką. Kiedy miała 30 lat jej mąż zginą podczas walki na jednej z dzikich wysp. Została sama z dziećmi które już nie były wcale dziećmi. Córkę próbowała wychować na księżniczkę a syna wychowywał jeden z głównych rycerzy. Kobieta zawsze chciała władać swym królestwem i chodź teraz włada to czuje łapczywe wzroki innych lordów na nią. Gdyż uważają iż jeszcze nada się na matkę ich synów.
Zauroczenie: Minęło
Narzeczony: Miała już nie ma
Towarzysz: Fleur
Koń:Tsunami
Inne zdjęcia: Brak
Login:  ♥Joanne♥

od Luelle CD Stannis'a

-Opodal zamku.-odpowiedziałam głaszcząc niedźwiadka. W odpowiedzi ryknął cicho.
-Zatem chodźmy-uśmiechnął się Stannis. Cmoknął na konie, by za nim ruszyły, a ja poszłam przodem w stronę mojego domu. Kiedy dotarliśmy do niego uśmiechnęłam się. Niewielka, drewniana chatka u dołu ozdobiona kamieniami.
-Masz dziurę w dachu-zauważył mężczyzna.
-To...nic. Łatwo można je zalepić.
-Nie myślałaś o nowym dachu? Za twoje łuki dużo dostałaś od mego wuja.
-Szkoda pieniędzy na dachy...Kupię lepsze drewno na łuki, nowy nóż, kołczan... I jeszcze zostanie.
-Ja jednak radziłbym wydać na dachy. Nowe drewno i kołczan ci zamoknie.
-Ech...zatem czemu nie?
~~*~~
Otworzyłam oczy i mało nie zmarłam na zawał. Na brzuchu siedział mi młody niedźwiedź. I wtedy sobie wszystko przypomniałam. Polowanie. Niedźwiedzica. Samotny miś. Naprawa dachu. Stukanie w okiennice. Stukanie w okiennice!?
Podbigełam do okiennicy i otworzyłam je. W samą porę uchyliłam się przed kamieniem.
-Któż to!?
Pod moim domem stał Stannis.
-Oszalałeś, panie!?-nagle przeszłam na oficjalne określenia.
-Nie wiedziałem, jak cię obudzić, a głupio mi było wchodzić do domu śpiącej niewiasty bez zaproszenia.-odpowiedział z uśmiechem.
-Już cię wpuszczę, już-odpowiedziałam ponuro i odeszłam kilka kroków od okna. Po chwili jednak wróciłam.
-Acha, i jeszcze jedno-ŻADNYCH WIĘCEJ KAMIENI W OKIENNICE!!!
Nie czekając na odpowiedź zatrzasnęłam okiennicę, zrzuciłam koszulę nocną i naciągnęłam sukienkę.
-Zostań, Omega!-poleciłam niedźwiadkowi i zbiegłam na dół(tak, miałam to szczęście piętrowego domu) do drzwi.
Stannis już tam stał.
-Z czym przybywasz?-zapytałam przepuszczając go w drzwiach. Nie odpowiedział tylko wszedł i zaczął się rozglądać.
-Bardzo masz piękną chatę, Luelle.-zauważył i położył dłoń na framudze drzwi. Były w niej wygrawerowane moim własnym nożykiem wzory roślinne pomalowane trzema kolorami.
-Dziękuję ci, Stannisie, ale jednocześnie bardzo chciałabym się dowiedzieć, dlaczego wyrwałeś mnie z ciepłego łóżka i teraz zachwycasz się moim mieszkaniem?

Stannis? OK

sobota, 21 czerwca 2014

Młody Lord -Aeren Raenertan

Imię: Aeren
Nazwisko: Raenerian
Pseudonim: Młody smok
Wiek: 19 lat
Królestwo: Dragon Cave
Stanowisko: Potomek lorda z Dragon Cave
Aparycja: Jest wysoki, a także całkiem dobrze zbudowany. Posiada czarne włosy, a także bardzo ciemne oczy.
Charakter:
Wady: Charakter Aerena jest nieprzewidywalny, co znacznie utrudnia nawiązanie z nim jakiegokolwiek kontaktu. Z jednej strony zachowa spokój, kiedy sytuacja jest poważna, z drugiej wybuchnie przy zwykłej błahostce. Czasem zdarza mu się traktować wszystko wokoło zbyt poważnie, co potrafi prowadzić do kłopotów.
Zalety: Całkiem spokojnie może toczyć dyskusje z mędrcami, gdyż pozwala mu na to ponadprzeciętna inteligencja. Prócz tego ma olbrzymi pociąg do wiedzy. Kończy się to zazwyczaj przesiadywaniem późnymi wieczorami nad księgami, za towarzysza mając świecę. Sumiennie wypełnia swoje obowiązki, rzadko zapomina czegokolwiek i nigdy nie robi niczego połowicznie.
Rodzina: ojciec Rhaenor, matka Erele.
Zainteresowania: smoki, łuk, wszelkie zajęcia związane z wodą, a także eksperymentowanie z ogniem
Historia: Urodził się w Dragon Cave jako pierworodny i zarazem jedyny syn tamtejszego lorda. Już od wczesnych lat dziecięcych interesował się ogniem, a w późniejszych latach także smokami. Niekoniecznie było to zupełnie bezpieczne. Często dotykał płomieni, zachowywał się jakby zupełnie nie odczuwał przed tym żywiołem lęku. Ojciec się o niego nie obawiał w przeciwieństwie do matki, która nie potrafiła tego typu zachowań zaakceptować. Kończyło się to wielką ilością kłótni pomiędzy nimi, które często ciągną się do dzisiaj.
Informacje poza: (czyli coś co jeszcze jest charakterystycznego w postaci)
Zauroczenie: Jeszcze nikt.
Narzeczona: Na razie nikt
Towarzysz: Krogulec Iael
Koń: Baengal
Inne zdjęcia: Brak
Login: scotipinum@gmail.com

Od Florencee-c.d. Trevor'a

Spojrzałam na chłopaka czerwona jak nigdy dotąd. Byłam kompletnie zawstydzona. Zaczęłam jeść próbując zapomnieć jego melodyjny, delikatny głos... Florencee przyrzekłaś sobie że nie wyjdziesz za mąż i nie zakochasz się w żadnym bałwanie! Ładnym bałwanie... Moje myśli wciąż błądziły w jego brązowych oczach. O Bogowie! Nie tylko nie to! Na siedmiu bogów starych i niezliczonych nowych proszę nie! Zakochać się w nim, nie! Szybko spojrzałam na ojca który nadal zawzięcie upierał się przy tym iż za morzem jest wyspa na której mieszkają dzikusy i którą trzeba zasiedlić naszymi rycerzami. Ja nie chciałam im przerywać więc zjadłam trochę po czym odeszłam do stołu przelotnie spoglądając na chłopaka. Musiałam się wygadać mojej służce i myślałam tylko że jakoś mnie pocieszy. Zanim jednak do niej poszłam udałam się do septy jako że byłam kobietą wierzącą i potrzeba mi było się modlić. W sepcie modliłam się o to bym wróciła szybko i szczęśliwie do domu, by ojcu się nic się stało i żeby dobre decyzje podejmował oraz... Żeby ten rozpieszczony lordunio wylazł mi z łba! Kiedy wychodziłam z septy czekała już na mnie służka z dwoma wielkimi słodkimi bułkami. Odeszliśmy parę metrów od świątyni i dopiero zaczęłyśmy rozmawiać.
- Florencee mogę ci pomóc -powiedziała -Ale czy nie lepiej nie walczyć z czymś co jest piękne.
- Miłość do niego jest dla mnie tak śmiertelna jak zima dla chłopów bez drewna na opał -powiedziałam
- Moja pani proszę -powiedziała -On i tak cię rozgryzł i rozgryzł twoje uczucia.
- Masz racje -powiedziałam niechętnie -To co ja mam począć.
- Nie wiem ale wymyśl coś szybko ma pani. Młody lord już nadchodzi -powiedziała
Trevor uśmiechnął się po czym podszedł do nas. Przez pierwszą minutę drogi nie zwracałyśmy na niego uwagi.
-Gdzie panienki zmierzają? -spytał tym swoim delikatnym, melodyjnym głosem.
-Gdzieś -uśmiechnęłam się delikatnie co wcale nie było zamierzone.
- To ja już może... Czekają na mnie w kuchni moja pani -służka dygnęła i wycofała się powoli.
- Skompromitowałeś mnie przed naszymi ojcami -odwróciłam wzrok
- Po części sama się skompromitowałaś ale patrz teraz -stanął i podszedł do mnie tak bardzo blisko -Nie ma naszych ojców czy powiesz wreszcie prawdę? To kochasz mnie czy nie?
- Chyba to przerabialiśmy n...-nie skończyłam bo chłopak delikatnie musnął moje wargi.
- Na pewno nie? -spytał podchwytliwie.
- Zależy też co ty czujesz do mnie -uśmiechnęłam się.
<Trevor?>

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Od Nymieri-c.d. Darena

- Mogę się poddać i poddaję-pisnęłam i chwyciłam się za głowę. Po policzkach ściekały mi łzy -Nie zagram. Nie mogę. Rozpoznają mnie i od razu pomyślą że jestem w pracy. Bądź też ojciec mnie rozpozna. Nie ja po prostu nie mogę! To wszystko mnie zbyt przygniata.
- Nymerio Snow przyrzekam na moją głowę że nikt cię nie tknie tylko zagraj -powiedział i przejechał dłonią po moich blond włosach. -Możesz zagrać co chcesz. Że tak to ujmę, wyładuj się podczas koncertu.
Odwróciłam się i spojrzałam mu prosto w oczy. Nie kłamały. Przełknęłam ślinę i przytaknęłam głową.
- A teraz wytrzyj się i za kwadransik w wielkiej sali -powiedział -Jedną melodie możesz zadedykować księżniczce inną królowi.
-Dobrze -dygnęłam i uciekłam z pola widzenia do Sue. Ta pożyczyła mi suknie wieczorową. Czyli błękitną sukienkę ze skąpymi koronkami lecz na tyle elegancką bym mogła w niej wystąpić. Przygotowana weszłam do sali i stanęłam wśród innych instrumentalistów. Daren siedział i delikatnie się uśmiechnął dodając mi otuchy. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam grać. Podczas gdy skupiłam się na graniu słyszałam pomruki wśród rycerzy. "Czy to nie ta dziwka?" "Tak to ta popatrz gdzie się znalazła. Wielka graczka. Wolałem ją wtedy kiedy grzała mi łoże przed bitą". Nastało niepotrzebne wibrato podczas grania. Parę łez ściekło na podłogę. Lord zauważył to bo niechcący spojrzałam w jego stronę. Prosto w jego oczy. Znów usłyszałam głosy rycerzy "Raczej by sama nie zaszła tak wysoko" albo "Lordowska dziwka". Poczułam ucisk w gardle i po prostu zaczęłam płakać nadal nie przestając grać. Usłyszałam głos księżniczki "Ojcze dlaczego ona płacze?", "Nie wiem córko", "Wydaje mi się że to przez rycerzy, wygadują o niej niepochlebne rzeczy". I wtedy odetchnęłam głęboko a po skończonym utworze. Skłoniłam się.
- Dziękuję wasza królewska mość za to iż panie wyprosiłeś ich -powiedziałam -Za to zagram coś skoczniejszego panie. -spojrzałam z uśmiechem w stronę innych graczy.
Królewna spojrzała na mnie z uśmiechem, a lord Snow Blizzards spojrzał na mnie takim wzrokiem jak by mnie znał, a nie znał. Razem z "kapelą" zaczęliśmy grać coś bardziej skocznego i wpadającego w ucho. Księżniczka nie wytrzymała siedząc w miejscu i wyciągnęła króla na parkiet oraz Derena lecz lord z mojej ojczystej krainy nie ruszył się. Tańczyli tak jak ludzie na dziedzińcu kiedy grali. Dziewczyna wyrwała mnie od grania. Na szczęście zastąpiła mnie inna dziewczyna w odpowiednim momencie zabierając mi skrzypce. Wpierw było to kółko a potem nagle dwójki. Tańczyłam chwilę z samym królem lecz potem Daren odbił mnie i z nim tańczyłam. Za to lord się nie ruszał i wtedy kiedy byłam przez sekundy blisko niego poznał moje oczy. Wstał z siedzenia lecz nie zamierzał tańczyć. Dopiero gdy skończyli a ja puściłam się Darena przemówił.
- Nymeria? -spytał mnie po imieniu -Czy to ty? Zmieniłaś się.
Nie odpowiedziałam co było niegrzeczne. Odwróciłam szybko wzrok w stronę okna. Obawiałam się że mnie rozpozna.Jednak miałam złudną nadzieję że nie.
- Tak lordzie -powiedziałam dość chłodno nie spoglądając w jego stronę -Nazywam się Nymeria Snow. I pochodzę z twojego królestwa. Kiedyś już się spotkaliśmy.
- Tak ale to było chyba 7 lat temu -zauważył a ja zmroziłam go wzrokiem.
- Może ja już pójdę -powiedziałam przez zęby. Nie chciałam z nim rozmawiać.
- Zostań -prosiła księżniczka -Musisz mi opowiedzieć gdzie nauczyłaś się tak grać!
<Daren?>

Od Sireel-C.D. Florence


-Tak przyjacielu. Obawiam się,że i tu zawędrują.- odparłam. -Musimy być na to...
Niestety nie dane było mi dokończyć zdania. W naszą stronę poleciał deszcz długich, lecz drobnych strzał. Kobiety znajdujące się na targu podniosły wrzawę i panikę. Wszyscy kupcy i handlarze zaczęli zbierać swój towar.
-Bracia! -ryknęłam by przebić się przez rosnącą wrzawę. -Zostawcie swoje skarby bo i tak je stracicie! Zabierzcie kobiety i dzieci do króla, a przede wszystkim księżniczkę. Zawiadomcie rycerzy co tu się dzieje, a reszta niech szykuje się do walki!- wskoczyłam na konia i spojrzałam na Flo. -Pani ma, do zobaczenia po bitwie.
Księżniczka wyglądała na lekko zdziwioną, miałam tylko nadzieję, że król nie skaże mnie na śmierć po tym wszystkim. Popędziłam Percheroda bliżej lasów, w których jak zakładałam czaili się dzicy.
Tym razem siedzieli bardzo cicho, czekając na ofiarę. Nie wiem czemu, ale zeszłam z konia i zawróciłam go do miasta. W krzakach doskonale widziałam ich twarze przyozdobione czerwonymi i zielonymi znakami, zaczęli coś szeptać między sobą. Po dłuższym nasłuchiwaniu, ten bełkot zaczynał coś znaczyć. Z tębru i szybkości wymawianych słów wiedziałam, że boją się miecza. Odłożyłam go na ziemię.
-Czego od nas chcecie?- starałam się naśladować ich sposób mówienia. W odpowiedzi zza krzaków wyłoniła się charakterystycznie zgarbiona postać.
Rozpoczęły się chwile ciszy trwające wieczność. Wzajemnie nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Słyszałam nadciągających z oddali wojowników.
-Wracajcie skąd przybyliście!- mruknęłam w taki sam sposób jak wcześniej -I nie pokazujcie się znów.
Dziki przytaknął i ponownie zniknął w krzakach razem z innymi. Jeszcze przez chwilę patrzyłam jak się oddalają, nim rycerze i kupcy przybyli na miejsce.
-Gdzie oni? -przekrzykiwali się jeden przez drugiego. Zapominając o wszystkim odparłam im bełkotem dzikich.
-Odeszli. - zreflektowałam się po chwili.
(Flo? Co tam w zamku?)

Od Stannis'a cd. Luelle

- Myślę, że to idealne imię dla niego. - Powiedziałem uśmiechając się
lekko i podszedłem do nich by pogłaskać małego. - Wiecie.. Wy -
Powiedziałem patrząc na tych idiotów - Wracajcie do Zamku a ja cię
podprowadzę do domu, Ciebie i Omegę. - Powiedziałem głaszcząc
niedźwiadka i uśmiechając się do Luelle. - Zgoda?
- Tak - Powiedziała uśmiechając się lekko.
Gdy oni odjechali ja podszedłem do koni i złapałem je za uzdy
i podprowadziłem do stojącej z Omegą dziewczyny.
- Pójdziemy na piechotę. Ja poprowadzę konie a ty trzymaj swojego
niedźwiadka - Powiedziałem. - Serber! - Zawołałem jeszcze tylko
wilczka i ruszyliśmy. - Daleko mieszkasz?

<Luelle? Sorry zero weny do tego -_->

Od Trevor'a cd. Florencee


Flo miała strasznie dziwną minę. Zdawałoby się, że coś mówi.. Co chwilę
otwierała i zamykała usta i mruczała coś pod nosem patrząc się w talerz
po chwili gwałtownie podniosła głowę patrząc na nas cała mocno
zarumieniona. Mieliśmy pewnie dziwne miny bo chyba pomyślała, że
to co sobie tam "mruczała" pod nosem, i zaczęła się tłumaczyć z czego
nasi rodzice próbowali się nie roześmiać a ja gapiłem się na nią nie
wiedząc czy mam się popłakać czy roześmiać;
- Yyyy.... To wcale nie tak! - Zaczęła tradycyjną przemowę winnego - Wcale
nie... Nie o to chodzi! Miałam na myśli, że.. że... że.. jaa.. bo.. - Zaczęła się
jąkać - Wcale nie jak Ying i Yang. - 'O co jej może z tym chodzić'? - ani
Tristan i Izolda czy Romeo i Julia czy też Yaxela i Iros! Nie mówię, że go
nienawidzę czy też nie kocham.. - Tu o mało nie wybuchłem śmiechem
gdy się zacięła i zrozumiała co powiedziała i znów zaczęła - To Znaczy
MÓWIĘ że go nie kocham!!! To złe i nie dobre!
- Co kochanie mnie? - Zapytałem przymilnym uśmiechem z miną
niewiniątka na co ona mocno się zarumieniła.
- T..Tak! Znaczy N..nie..nie!! Stop! Nie! Tak! Znaczy...! - Jąkała się rumieniąc
się jeszcze bardziej z każdym słowem.
- To znaczy... To kiedy ten ślub? - Spytałem, próbując nie śmiać się, patrząc
na naszych ojców.
- Co? NIE! Za...
- Znaczy tak? - Zapytałem wcinając jej się gwałtownie z niewinną minką
na co gwałtownie odpowiedziała.
- TAK! - Lecz po chwili zrozumiała... -NIE! Nie! Nie! NIE!
- Nie, nie chcesz by nie było ślubu? - Zacząłem specjalnie ją podpuszczać.
- Tak! Nie... Tak..? NIE! Nie chce Ślubu
- A czyli nie. Chcesz by był ślub?
- Ja... - Chyba zmęczyła się tym wykrzykiwaniem, a Król i mój ojciec zaczęli się
śmiać a ja głupio uśmiechać. Załamana dziewczyna cała czerwona ukryła
głowę w dłonie. Zbliżyłem się do niej lekko i szepnąłem jej do ucha.
- Tłumaczenie czegoś czego na głos się nie powiedziało jest BARDZO mądrym
posunięciem.. Złotko - Powiedziałem i zabrałem kosmyk włosów które opadły
jej na ręce gdy ukryła w nich twarz i założyłem za ucho, po czym wyprostowałem
się na krześle i podobnie do ojców którzy już najwidoczniej zapomnieli i byli
pochłonięci rozmową na temat starych bitw w których walczyli, zacząłem jeść.

<Flo? XD>

czwartek, 12 czerwca 2014

Od Darrena - C.D Nymieri

- Nie szkodzi -wstałem od stołu, zacząłem się rozglądać czy nikt się nie zbliża i spojrzałem na dziewczynę- Posłuchaj. Nie chcę, abyśmy skakali sobie do gardeł.
- Ja też nie -spuściła wzrok.
- Jak chcesz możesz poćwiczyć w sali balowej. Ja jadę na przejażdżkę.
Dziewczyna jedynie skinęła głową, a ja wyszedłem z zamku do stajni, gdzie stał przygotowany wcześniej Libertad.
Jakiś czas potem pojechałem na pole, niedaleko zamku, gdzie ćwiczyłem walkę. Na ziemi było przymocowanych kilka manekinów, jeżdżąc konno trzeba je wszystkie trącić na ziemię. Co niestety nie jest proste. Przy ostatnim z nich zeskoczyłem z ogiera i nawet po jego obaleniu nie przestałem wbijać ostrza miecza w jego słomiany brzuch. Nagle usłyszałem głos, który wyrwał mnie z transu. Był to Ronan, mój dobry przyjaciel i zarazem prawa ręka, jeśli chodzi o pojedynki.
- Libertad nie powinien się zatrzymywać -zauważył nie zwracając uwagi na moje zachowanie.
- Próbuję go nauczyć biegać samemu na duży dystans...niestety nie wychodzi.
- Podczas bitwy czy wojny to będzie ważne. Będzie musiał uciekać bez ciebie, inaczej go stracisz.
Podszedłem do ogiera i poklepałem go po szyi.
- Na szczęście nic nam nie grozi -kontynuowałem rozmowę i spojrzałem na Ronana.
- Jeszcze nie -burknął pod nosem- Coś cię martwi?
- Nie -rzuciłem i chwyciłem konia za wodze- Wszystko w jak najlepszym porządku. Chodźmy już, niebawem goście się zjawią.
- A kim oni są? -zapytał mężczyzna wsiadając na swego konia.
- Tak zwana śmietanka z Kingdom Kings i Snow Blizzards....-przerwałem pauzą- Niedługo się wybieram w oba, ale wolę, żeby nikt nie wiedział w jakim celu. Wolę, aby zostało to moją tajemnicą.
- Kingdom Kings jest mniejsze od nas -zauważył Ronan i popędziliśmy konie do kłusa.
- Nie wyśmiewaj się z ich wyższości. Może i są od nas gorsi pod względem materialnym. Najważniejsze królestwo nie musi szczycić się bogactwem, ale chwałą.
Ronan przemilczał dalszą część rozmowy i popędziliśmy konie do galopu. Kiedy byliśmy już na miejscu z zamku wybiegło kilka służek.
- Co się stało? -zapytał Ronan.
- Goście niebawem się zjawią -zauważyła Sue- A was nie było.
- Spokojnie -odparłem z opanowaniem- Wszystko będzie gotowe, a jeśli nie to powiedzcie, że się spóźnię.
Ronan zabrał Libertada do stajni, a ja przygotowałem się na nadejście gości, kiedy wychodziłem z komnaty omal nie wpadłem na Nymierie.
- Przepraszam- prawie krzyknęła.
- Nic nie szkodzi. Gotowa na przybycie gości z Kingdom Kings i Snow Blizzards?
Po jej minie było widać, że dopiero teraz się dowiedziała, że gośćmi będą osoby z jej byłego królestwa oraz to najważniejsze. Blondynka gwałtownie się odwróciła i odeszła, jednak złapałem ją za ramię.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? -odwróciła się do mnie i prawie rozpłakała.
- Wybacz, ale doskonale wiedziałem, że się nie zgodzisz. Wolałem to przemilczeć.
Dziewczyna otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, jednak dołączyła do nas Sue z informacją, że goście z obu królestw dotarli.
- Błagam nie możesz się teraz poddać -dodałem.

(Nymieria?)

piątek, 6 czerwca 2014

Od Florence -c.d. Sireel

Rozglądałam się dookoła. Wszystko było takie piękne i idealne zarazem. Odetchnęłam po raz pierwszy od wielu dni pełną piersią i rozkoszowałam się lasem. Jednak coś przerwało nam cisze. Łamiąca się gałąź i to niedaleko nas. Moje serce zabiło szybciej. Instynktownie sięgnęłam pod sukienkę gdzie miałam swój miecz. Chwyciłam go  a dziewczyna podobnie wzięła swą broń. Wyszła grupa dzikusów. Patrząc na nas uśmiechali się szczęściem a w szczególności widząc mój drogocenny diadem na głowie.
- Illiado galop -krzyknęłam na klacz a ta popędziła przed siebie. Grot strzały prawie musnął mój policzek. Sireel pędziła za nami. Musieliśmy ich zgubić wśród drzew. Strach mnie obleciał a strużki potu spływały po policzkach niczym łzy. Dzicy nie dawali za wygraną. Wróciliśmy na główną łąkę a z niej cwałem do miasta.
- O Bogowie my żyjemy -dziewczyna wzniosła ręce ku niebu -Dziękuję wszystkim bogom starym i nowym że trzymali nas w swej piecze.
- Nie ciesz się tak -powiedziałam -Oni nadal są blisko.
Dziewczyna przytaknęła głową. Nadal w dłoni kurczowo trzymałam swój miecz lecz raczej szpadę która bez problemu mogła by przekłuć serce a przy dobrym pchnięciu i mózg. W końcu schowałam ją tam gdzie była przedtem. Wróciliśmy do miasta a dziewczyna od razu powiedziała wszystkim kupcom.
- Dzicy byli tuż koło nas! Było ich 7 może 8. Wielcy jak byki. Próbowałem na nich szarżować jednak wolałem zdrowy rozsądek niż głupią śmiałość i chęć walki -powiedziała
- Dzicy tak blisko? -spytał handlarz który na czas naszego pobytu w lesie pilnował interesów Sireel.
<Sireel?>

wtorek, 3 czerwca 2014

od Sireel -C.D. Florence


Uśmiechnęłam się. Przewiązałam włosy chustką aby włosy w miarę trzymały się z tyłu i ruszyłam wolniejszym kłusem.
-Tak więc pani...-księżniczka spojrzała na mnie z wyrzutem -znaczy.. Flo. Te lasy są niezwykłe, można rzec wręcz magiczne. Ino trzeba umieć to dostrzec.
Zagwizdałam, a po chwili odezwał się las.
Kolejne ptaki pokolei odpowidały tworząc jedną,wielką symfonie.
Melodię przerwał hałas w krzakach, a z zarośli wyleciał znajomy sokół.
-Falcon gdzież ty był?- pogłaskałam sokoła. -Flo może pojedziemy dalej? Przed nami jeszcze parę ciekawych miejsc.
Zwierzę zadowolone z siebie usiadło na brzegu siodła i przyglądało się księżniczce.
- Wodospad to najpiękniejsze miejsce w lasach tego królestwa, jednak mało kto o nim wie-stwierdziłam poprawiając lejce. - Jeśli będziemy cicho usłyszymy piękną symfonie zwierząt.
Po krótkiej chwili oba konie szły powoli,nie tworząc większego hałasu. Spokój i cisza ogarniały cały las, to znak, że jesteśmy blisko.

(Florence?)