-Jestem Luelle, wyrabiam łuki i inną broń drewnianą. Sama się pasjonuję łucznictwem.
-Widzę, że mamy podobne zainteresowania-uśmiechnął się.
-Na to wygląda.-odrzekłam spokojnie.
Zerknęłam w stronę mojego stoiska. Żaden łuk nie został.
-Ile się należy za ten łuk?-spytałm.
-10 talarów.
-Ouu...a może być pięć plus ładny uśmiech?
Trevor syknął.
-Nie radzę, Ogarze! Kiedy jeden z naszych rycerzy próbował się z nią tragować, aż w końcu ten łuk ukraść, ucierpiał na honorze!
Wyprostowałam się dumnie. Byłam prawie wzrostu Stannisa.
-Czyli równe dziesięć?-westchnął.
-Nie trudź się, Ogarku, ten łuk to prezent dla ciebie i płacę ja. A właśnie, ile się należy, Luelle za całość?
Policzyłam szybko w głowie(owszem umiem liczyć-staruszka, która mnie przygarnęła była wykształcona)
-50 talarów.
-Ufff! No nic, proszę.
Trevor wysupłał z sakiewki zapłatę i mi podał.
-Dziękuję-dygnęłam.
-Ogar, weź odpraw panią razem ze stoiskiem do miasta, co? Ja jestem zajęty.
-Poświęcę się, Trevorze!-powiedział Stannis, ale takim tonem, jakby nie traktował tego wcale jak poświęcenie.
~~~~~~
W mieście, kiedy już reszta rycerzy postawiła moje stoisko na miejscu i odeszła zagadnął:
-Powiedziałaś, że lubisz łucznictwo.
-Uwielbiam.
-Jutro wybieram się na polowanie z nagonką. Wyprawisz się.
-To wielki zaszczyt.
-A zatem do zobaczenia jutro, gdy słońce będzie w zenicie, chcę cię widzieć z koniem pod bramami zamku.
Stannis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz