Gdy dojechaliśmy do zamku przed wejściem stali nasi ojcowie - No tak
w końcu nie mieli pojęcia gdzie byliśmy. Właściwie nikt nie wiedział
a trochę nas nie było, plus przed zniknięciem się pokłóciliśmy z nimi.
- Jesteście! Do licha gdzież wy byliście! Wszędzie was z Królem
szukaliśmy. Nawet Straż wysłałem do lasów, łąk i wszędzie gdzie się dało!
Krzyczał mój ojciec.
A ja tylko zsiadłem z konia i jak przystało na mężczyznę pomogłem również
Flo - Co wcale nie było potrzebne ale co tam.
- Wybacz ojcze, Królu. - Skłoniłem się lekko do oby dwóch. - Razem z twą
córką, Królu poszliśmy na konie i ścigaliśmy się na polanie gdzie zawsze
chodzę z ojcem. Później poszliśmy do lasu z łukiem i kuszą na małe,
polowanie. - Ja zakończyłem, a Flo kontynuowała za mnie/
- Wtedy usłyszeliśmy ryk i niedźwiedzicę która jest na grzbiecie mego konia
ojcze. Gdy oddaliśmy po dwa strzały niedźwiedź padł a my musieliśmy
przenieść go na konia, bo żal by było porzucić taki skarp! - Powiedziała
uśmiechając się lekko w moją stronę - Prawda Trevorze?
- Prawda Florencio! - Odpowiedziałem również się uśmiechając.
<Flo? Królu?^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz