muza

środa, 1 października 2014

Od Kasandra -c.d.Ellisabeth

Czyż to nie było piękne? Niczym sen który przemienił się w rzeczywistość. Odszedłem od niej na parę kroków by zmierzyć ją wzrokiem. Jej policzki okryły się taki uroczym rumieńcem a oczy nadal wpatrywały się we mnie. Przygryzała wargę a jej ręce były luźno opuszczone. Westchnąłem.
- Może lepiej wracajmy -powiedziałem i uśmiechnął się. -Chodź dałbym wszystko aby dalej stać tutaj pod tą wierzbą razem z tobą.
- Nasze matki mogą zaczekać -powiedziała tak cicho że prawie nie usłyszałem. Podszedłem znów do niej i objąłem ją w tali. Pochyliłem się nad jej drobną twarzyczką. Dziewczyna zamknęła oczy.
- Nie tym razem moja pani -mruknąłem jej koło ucha i pocałowałem ją w czubek nosa. Zaczęliśmy iść w stronę... Przed siebie bo tak naprawdę to nadal nie wiedziałem gdzie się znajduję. Dziewczyna robiła za przewodnika i to do tego tak uroczego przewodnika. W końcu też doszliśmy do sali audiencyjnej gdzie rozmawiały nasze matki. Spojrzały na nas obydwie tak samo. 
- Gdzie się podziewaliście? -spytały.
- Spotkałam służącą i się zagadałam -powiedziała Clary po czym rozwinęła zdanie-potem jakoś spotkałam Kasandra który stał po prostu i oglądał widoki. A potem się zagadaliśmy jednakże w końcu doszliśmy.
- Tak właśnie było -dodałem dosyć niepotrzebnie ale dodałem...
<Ellisabeth?>

niedziela, 21 września 2014

od Edwarda CD Fallon

-Przemyślałaś wszystko?-spytałem z czułością. Kiwnęła niemrawo głową. Barzo pobladła, oczy miała podkrążone.-Czy wszystko w porządku? Fallon? Fallon!
Podbiegłem w ostatniej chwili i ją złapałem.
-To...nic. Normalne, kiedy jest się przy nadziei.
-Nie zazdroszczę kobietom.-odrzekłem i położyłem ją na łóżku.
-Odpocznij. Ja pojadę do wioski kupić trochę materiału.
-Dobrze. Wracaj szybko.

Fallon? Weny tyle, że aż wcale

od Clary CD Kasandra

-Masz na myśli walca?-zapytałam rozbawiona.
-Chyba tak to się nazywało, ale się nie znam.-przyznał.
-A umiesz to tańczyć?-brnęłam dalej.
-Teorię znam.
-Pokaż!-zażądałam krótko. Czasem tak miałam-pomimo mych oczywistych zalet i skromności, czasem budziła się we mnie najprawdziwsza lady, żądająca tego, co chce tu i teraz. Na codzień jednak jestem grzeczna i niewymagająca.
-Ech... niech będzie.
Położył mi dłonie na ramionach. Zaśmiałam się wesoło.
-Na talii mi połóż mi ręce. Na talii, to są żebra, głupcze! O, teraz dobrze. Daj mi lewą rękę. Zegnij ją w łokciu. Ale nie tak! Delikatnie ma być zgięta. Właśnie w ten sposób. A teraz... prawa noga do przodu, lewa do przodu, do góry. Prawa, lewa, góra... raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy.
Tańczyliśmy pod zamarzniętą wierzbą. Zaczął padać śnieg, ale my wciąż tańczyliśmy do niesłyszalnj muzyki. Rytm nadawały nasze serca, bijące w tamtej chwili jednakowo. Od czasu do czasu potrącaliśmy gałązki, które dzwoniły lodem.
Zatrzymaliśmy się, patrząc swoje oczy. Kasander splótł swoje palce z moimi, a ja nieśmiało opuściłam wzrok, przykrywając oczy rzęsami. Mężczyzna wyzwolił jedną ze swoich rąk i delikatnie, za podbródek uniósł moją twarz. Byłam zmuszona-właściwie przekierowana w tamtym kierunku-do spojrzenia mu w oczy. Moje serce przyspieszyło, a ja wiedziałam, że jego też. Nasze wargi się do siebie zbliżyły. Zamknęłam oczy, aby w pełni oddać się chwili. Wszystkie zmysły przestały działać, chciałam, by ta chwila się nie kończyła, byśmy już na wieki stali tam, pod wierzbą bardzo blisko siebie, zpleceni, z sercami jednakowo bijącymi.

Kasander? :3

czwartek, 18 września 2014

Od Kasandra -c.d. Lamii (do Ellisabeth)

- Każdy mężczyzna powiedział by, że to bujdy stworzone przez dziewczyny. Jednakże ja w końcu uwierzyłem, że to mogła być prawda. Że coś takiego istnieje –powiedziałem.
- Naprawdę? –spytała unosząc brwi.
- Uwierzyłem też w anioły, bo w końcu go zobaczyłem. –powiedziałem i podszedłem do niej i prawie przygwoździłem ją do drzewa. –I byłaś nim ty.
- Ja? –dziewczyna oblała się uroczo rumieńcem. To podobało mi się w dziewczynach. Nie mogły ukryć, kiedy których komplement ich zauroczy.
- Ty. –potwierdziłem jednakże odsunąłem się chodź chciałem ją pocałować. Jednakże było by to niestosowne z mojej strony. Uśmiechnąłem się za to figlarnie. –Dziwne, że nie łazi koło ciebie przyzwoitka*1 zazwyczaj przy tak dobrze urodzonych damach kręcą się te staruchy.
- Najwyraźniej moja matka się tak o mnie nie martwi –wzruszyła ramionami –Chodź faktem jest, że septa czasami łazi za mną i ględzi mi nad uchem.
Zaśmiałem się. Takie są czasy. Teraz dość trudno byś z kobietą marzeń przed zaślubinami sam na sam, bo zazwyczaj łazi ta starucha, pilnuje nas i nie spuszcza nas z oczu. Ech… No, ale teraz jej nie było, co dla każdego mężczyzny było by szansą jednakże nie dla mnie. To jak zerwać jeszcze niezakwitnięty kwiat ja wolę poczekać. Oparłem się o drzewo. Było naprawdę chłodno.
- No to skoro jesteś już praktycznie moją zażyczoną to wiesz co powiesz –powiedziałem a ta spojrzała na mnie –Nie zdziwię się jak będę musiał przed prawie całym królestwem prosić a nawet błagać o rękę tyle że w sensie metaforycznym bo nie chcę twojej ręki.
- Umiesz żartować –zaśmiała się. –A umiesz tańczyć?
- Jeśli liczy się ten taniec na 3 to chyba coś tam umiem –uśmiechnąłem się flirciarsko.
<Claro?>
*1 Taka stara baba która pilnowała młodych ;u;

czwartek, 11 września 2014

od Elliesabeth CD Kasandra

Spojrzałam z uśmiechem na narzeczonego. Był bardzo miły i bardzo przystojny. Myśle, że będę z nim szczęśliwa.
-Ale tu, w Snow Blizzards też mamy piękne miejsca.-powiedziałam z tajemniczym uśmiechem.
-Mówisz? A pokazałabyś mi jedno z nich?
-To chodź.-złapałam jego dłoń i pociągnęłam.
~~*~~
-Przychodzę tu, kiedy mam już dość zimy. To miejsce mi przypomina, że nie jest tu tak tragicznie.
Byliśmy pod drzewem, a konkretnie pod wierzbą płaczącą, całkowicie ogołoconą z liści, za to z kryształkami lodu na końcach gałązek.
-Pięknie.-powiedział Kasander, z głową uniesioną do góry.-Rzeczywiście, to miejsce pozwala zapomnieć o smutkach, Elliesabeth.
-Mów mi Clara. To moje trzecie imię.-powiedziałam.
-Dobrze, Claro.-czułam na swoim karku jego wzrok. Przeciągnęłam palcami po kryształkach, wyzwalając delikatny dźwięk.
-Kasandrze?
-Słucham?
-Czy ty... czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia.-odwróciłam się do niego przodem.-Czy twierdzisz, że można kogoś pokochać, praktycznie go nie znając?

Kasander?

wtorek, 9 września 2014

Od Kasandra -c.d. Lamii (do Ellisabeth)

Kiedy wreszcie dojechaliśmy to nie żałowałem że wziąłem futro. Było zimno. I kiedy wjechaliśmy na dwór lady zauważyłem jaki on jest ogromny. Do nas wybiegła uśmiechnięta blondyneczka odziana w futra. Zsiadłem z konia i ukłoniłem się przed damą. Dziewczyna oblała się rumieńcem Była urocza. Rozkazałem aby stajenny odprowadził konie do stajni bo moja matka także zsiadła z konia. Kobieta poszła od razu przed siebie a ja wziąłem uroczą blondyneczkę pod ramię. Miała tak błękitne oczy że niejeden by się w nich utopił bądź zgubił. Uśmiechnąłem się. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłem swoją narzeczoną a nie powiem że nie ale wpadła mi w oko. Była taka urocza co już wspomniałem ale taka była. Upojony jej wyglądem szedłem tak jak mi rozkawałkowywała przed siebie. W końcu jednak musieliśmy nawiązać konwersacje.
- To miłe że nasze losy się splotły -powiedziałem i wzdrygnąłem się zimna. Jednak te furo które ubrałem nie było zbytnio wystarczające -Zawsze tu tak zimno?
- Zimą jest gorzej -wzruszyła ramionami. -Teraz jest cieplutko.
- Cieszysz się że zabieramy cię do słonecznych miast ? -spytałem a ta przytaknęła. -Wreszcie się opalisz poczujesz promienie słoneczne i usłyszysz szum morza. Poznasz bale a ja co zachód będę cię zabierał na plaże byś zobaczyła piękne zachody. Chyba że nie będę mógł to wtedy poproszę straże żebyś sama poszła.
- Musi być tam pięknie -rozmarzyła się dziewczyna.
- I jest -powiedziałem.
<Elisabeth?>

poniedziałek, 8 września 2014

Od Fallon -c.d. Edwarda

Mój brat się hajta z lodówką. Co było śmieszne. Lato i zima zostaną splecione. To też było zabawne. No ale chyba najgorsze jest to że będzie w mojej rodziny. Jakoś nie darzyłam zaufaniem tych z północy. Jednak musiałam cieszyć się szczęściem mojego brata.
- Ostatnio wszyscy łączą się w pary -powiedziałam. - Nie dawno my się pobraliśmy teraz mój brat. Może jeszcze moja matka? W co powątpiewam. Ona już nigdy nie wyjdzie za żadnego mężczyznę.
- Skąd wiesz ? -spytał a ja pokręciłam przecząco głową. Znałam ją dłużej niż on i to o wiele.
- Dobrze że chodź napisała bądź zdrowa. Bo poczuła bym że szukała tylko pretekstu żeby mnie o tym zawiadomić -prychnęłam. -Wreszcie odpocznie od rządzenia Sumer Sea. Nie dziwię jej się że chce odpocząć. Ja na jej miejscu też bym chciała spokoju. Koniec rządzenia chodź zapewne i tak będzie mu pomagać w końcu to jej jedyny ukochany synek. I trzeba mu pomóc. Czasami o dziwo byłam o niego zazdrosna bo niby byliśmy rodzeństwem a on był od mnie o minutę starszy to jednak zawsze go lepiej traktowali... Chodź on zapewne uważał że to mnie lepiej traktowali.
- A wiesz co ja myślę -powiedział a ja spojrzałam na niego z uniesioną brwią. -Że to trochę nietaktowne już oceniać kogoś a jeszcze tej osoby nie znać. Z resztą jestem pewien że byliście tak samo traktowani.
Westchnęłam i musnęłam delikatnie jego usta. Jakoś miałam ochotę na spacer. Wstałam a Edward chciał już za mną iść kiedy go zatrzymałam i pokręciłam głową.
- Chcę pobyć troszeczkę sama...-powiedziałam -Pozwolisz?
- Oczywiście... Znaczy nie. -powiedział stanowczo a ja zrobiłam urażoną minkę zbitego psa. -Musisz o siebie dbać. I musisz uważać. Nie przemęczać się, nie stresować. Nie mogę cię na to narażać.
- To pójdę tylko na podwórko. Będziesz mnie widział. Nic mi nie będzie -powiedziałam i wyszłam na dwór. Przeszłam na łączkę koło domu i opadłam na trawę. Zaczęłam myśleć a po za tym się po prostu odprężyłam. Odetchnęłam i zasnęłam... Jednak obudziły mnie odruchy wymiotne. Pochyliłam się. Czułam się strasznie niedobrze i słabo bo już od tygodnia nie mogłam normalnie zjeść a jak już coś chciałam to albo kaczkę polaną miodem albo jeszcze innego frykasa Weszłam do domu. Mogłam przespać gdzieś z pół godziny.
- I jak przemyślałaś wszystko? -spytał a ja przytaknęłam.
<Edward?>

sobota, 6 września 2014

Od Sireel - C.D. Florence

Słuchałam Florence z coraz większym zdziwieniem. Choć od zawsze mówiono mi, że lepiej nie zadzierać z Dzikimi bo są nieprzewidywalni, teraz nie mogłam dopuścić tego do świadomości. Zaledwie chwilę temu jedna z tych "krwiożerczych bestii" była na wyciągnięcie ręki, a nic się nie stało. Może jednak stało, oczy dzikiego były bardziej ludzkie niż kiedykolwiek mogłabym je sobie wyobrazić.
W tamtej chwile wszystkie teorie i opowieści na ich temat stały się dla mnie zupełnie obce, tak jakby ich nie było. Uważałam to za kłamstwo, jednak nie potrafiłam wytłumaczyć czemu. Zupełnie jakby instynkt kazał mi tak myśleć, a ja nie widziałam powodu do oporu.
I choć wiedziałam, że Florence musi uspokoić lud, nie mogłam tego słuchać. Poczekałam, aż księżniczka skończy przemawiać i nie będzie w centrum uwagi co chyba jest niemożliwe.
- Czas goni ma pani. Nie lękaj się o swojego ojca, duchy naszych przodków na pewno nad nim czuwają - powiedziałam i pokłoniłam się jak to zwykle robią mężczyźni.
Wskoczyłam na konia i ruszyłam na północ. Przez chwilę zastanawiałam się jak powstrzymać króla przez zabiciem Dzikich, ale wiedziałam, że musze to zrobić.
Mijaliśmy lasy i bagna, niekiedy pojawiały się niewielkie osady czy pojedyncze chaty. Naturalne chaszcze i brak ludzi może świadczyć tylko o jednym - jestem blisko terytorium Dzikich.
Gdy tylko łeb konia wychyla się zza rogu gęstego gaju, w naszą stronę leci kilka strzał. Odruchowo wyciągam miecz i ciągnę Percherona w drugą stronę. Strzały odbijają się od metalu lub przelatują obok, ale to dopiero początek. Bitwę przysłała kurz wzniecany przez biegnące konie, nie widać nic. Dopiero gdy piach opada sytuacja ukazuje się w całej swojej beznadziejności. Król porwał się z małą grupką rycerzy na co najmniej dwa razy taką grupę Dzikich. Dwóch rycerzy leżało martwych kilka metrów dalej, a kolejni obrywali strzałami, odpierając coraz to nowe zastępy Dzikich. Na naprzemiennie słyszałam krzyki króla i wodza dzikich. Wśród kakofonii dźwięków tylko jedno było pewne - żadna strona nie chce odpuścić.
Popędzam ogiera i bokami docieram do króla.
- Panie, wycofaj się. Dzicy wtargnęli do Raven Rock, księżniczka jest zagrożona - kłamałam by skłonić go do powrotu. Na wzmiankę o córce zawahał się czy walczyć dalej. - Panie to naprawdę może poczekać, lepiej wracaj.
Król spojrzał na pole walki, Dzicy pokonali kolejnego z rycerzy.
- Ja ich zatrzymam panie, choćby za cenę życia. Księżniczka na ciebie czeka panie. - powtarzałam. Król po długich chwilach wahania postanowił zawrócić pozostałych przy życiu rycerzy.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że jeśli oni mnie nie zabiją, to stracę głowę za okłamanie władcy. Tak czy tak, byłam przygotowana na śmierć.
Ściągnęłam wodze i podjechałam bliżej wodza, przedzierając się przez las strzał i grupkę zirytowanych Dzikich. Teraz nadszedł czas, bym sprawdziła plotki o swoim pochodzeniu.

(Florence? Co słychać w Raven Rock?)

czwartek, 28 sierpnia 2014

Od Florencee Cd. Trevora

Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się głupkowato przed tymi wszystkimi ludźmi. Szczerze to trochę się porobiło. Nie mogę mu robić na pięcia bo i tak wie że  *tu spojler* powiem tak. To będzie tak niespodziewane że aż próbowałam powstrzymać śmiech i co najgorsze być poważna. Wzięłam wdech patrzyłam mu w oczy. Jego krzyczały "ja chcę stąd uciec" co sprawiło że wpadłam w dość głośny śmiech i większość ludzi spojrzała na mnie dziwnie a ojciec skarcił wzrokiem. Zrobiłam kaczy dzióbek i zaczęłam udawać że głaszczę się po brodzie. Nie ma to jak wpadać w napad śmiechu kiedy wszyscy od ciebie oczekują abyś była poważna. Niestety tak się nie da.
- Tak, oczywiście że za ciebie wyjdę -powiedziałam i uśmiechnęłam się od ucha do ucha. -Chociaż... Jednak nie. Odmawiam. Nie no oczywiście że się zgadzam było by to głupie nie zgodzić się przed... tyloma ludźmi.
Tak i ten zapłon że ich jest więcej niż mi się wydawało i zaczęłam myśleć że jednak to nie był dobry pomysł z udawaniem głupiutkiej dziewczynki to teraz tak mnie widzą. Dziewczynkę która niczego nie bierze na poważnie. I to dosłownie niczego. Westchnęłam a on nałożył mi pierścionek na palec. Nastała cisza co było dziwne bo zazwyczaj na zaręczynach jest... Nie wiem śmiech ,płacz i wszystko inne. Chłopak wstał z ziemi a ja rzuciłam mu się na szyję. Jak już mają mnie widzieć jako dziecko to niech mnie widzą. Musnęłam jego usta i dopiero wtedy nadszedł applause trochę opóźniony ale jednak applause. Wszyscy zaczęli biadolić a my zostaliśmy zmuszeni do tego by usiąść i czegoś zjeść bądź się napić. Sięgnęłam po wino lecz ręka mego ojca ubiegła mnie. Miałam 15 lat, narzeczonego ale i tak zabraniał mi napić się chodź kieliszka. Obraziłam się na niego i wtedy jakże miły Trevor podał mi kieliszek ale to dlatego bo chcieli wznieść toast i zapewne po nim znów mój kieliszek zostanie mi odebrany. Gadanie typu "Kiedy my byliśmy młodzi" czyli nudy lecz gdy się skończyło i już miałam wziąć łyk wina jedyna przyjemność została mi odebrana. No wiecie co?! Zaczęłam wyrywać mój kieliszek z rąk ojca. Zrobiłam na nim minę szczeniaczka. Jedynie pozwalał mi pić tylko raz na rok a rok nie minął. Jednak udało mi się i napiłam się tej cierpkiej przyjemności i na tym się skończyło. Trevor po cichu wyprowadził mnie z sali bo cała rodzina rozgadał się na całego nawet nas nie zauważając co było nieodpowiedzialne z ich strony.
- To gdzie mnie prowadzisz? -spytałam po czym dodałam -Jeśli to ma być coś w rodzaju biesiady z okazji naszych zaręczyn to powinno się nazwać stypą.
<Trevor?>

od Luelle Cd Stannis'a

Stannis i ja zostaliśmy sami. To było dziwne uczucie- stać naprzeciw Stannis'a i to w sukni ślubnej.
-Nie wierzę w to, co się stało.-przyznałam szczerze.
-A ja nie wierzę, że zgodziłaś się tu przyjść.
-Żal mi było posłańca. Trząsł się jak galareta, bo niby Trevor zagroził mu stryczkiem. Powiedziałam, że najwyżej ucieknę od wyrodnego małżonka.
-Nadal masz to w planach?-błysnął zębami, obejmując mnie w talii.
-Przekreślone.-powiedziałam cicho i pozwoliłam się pocałować. Po chwili przyszli rodzice Stan'a i kapłan.
-Mówimy im po fakcie?-szepnęłam.
-Ani chwili wcześniej.-odpowiedział.
-Witajcie, młodzi. Twoi rodzice, Stannisie poprosili o ekspresową ceremonię. Zatem zebraliśmy się tu, aby połączyć węzłem małżeńskim tę dwójkę młodych ludzi. Zatem, czy ty... kobieto, bierzesz Stannis'a za męża i nie opuścisz go, póki bije twe serce? Będziesz wierna i opiekuńcza?
-Tak.-odpowiedziałam przez ściśnięte gardło. Jakieś to dziwne... w jednej chwili czeszę Omegę, w drugiej przebieram się w suknię ślubną, a w następnej biorę ślub z ukochanym.
-Czy ty, Stannisie, bierzesz tę kobietę za żonę i nie opuścisz jej, póki bije twe serce? Będziesz wierny i opiekuńczy?
-Tak.-odpowiedział mocno Stannis.
-Ogłaszam was zatem małżeństwem. Możecie się pocałować.-obwieścił łaskawie.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zawiesiłam się na szyi Stannisa, teraz już mojego męża.
-Potem pomyślimy o weselu.-powiedział jego ojciec.-Do tego czasu, będziesz mieszkać u siebie. A właśnie- jak masz na imię, dziewczyno.
-Cóż, panie... nie wiem, jak to powiedzieć.
-Mów mi ojcze.
-Ojcze... brak mi słów, ale...
-Tato, to właśnie jest Luelle Luilówna, o której opowiadałaem.
Myślałam, że jego matka zemdleje. Ojciec poczerwieniał. Bałam się, że zlekceważy świętą ceremonię i mnie wyrzuci, albo jeszcze gorzej. Stopniowo jednak odzyskał oddech.
-Widzę, że postawiłeś jednak na swoim, synu. Podziwiam twój upór.
-Ależ mężu, ja...-zaczęła matka.
-Milcz! Złączyły ich święte więzy, nie da rady ich rozerwać zwykłym rozkazem zwłaszcza, że teraz nasz syn jest już dorosły.
Z radości ucałowałam teścia w oba policzki.
~~*~~
Wiosna! Pora, kiedy młode dziewczyny rzucają się na mężczyzn jak sępy na mięso. Siedziałam na parapecie, strugając wzory w łuku, gdy nadjechał konno Stannis. Uśmiechnęłam się i weszłam w tłum dziewcząt, ślących uśmiech w jego stronę. Wypatrzył mnie wśród nich i uśmiechnął się. Dziewczyna stojąca blisko mnie, mało nie zemdlała.
-Przykro mi, moje panie.-powiedział głośno-Ale jestem zajęty.
-Zjaęty, zdecydowanie nie wolny.-potwierdziłam i z jego pomocą usiadłam na koniu za nim-A jeśli nie chcecie mieć problemów, radzę chciwe łapki trzymać z dala od mojego męża!

Stannis?XD

od Lamii CD Sophie

Po kilku dniach od wysłania listu dostałam odpowiedź twierdzącą i jakże entuzjastyczną. Coś mi mówi, że z ożenkiem dla Kasandra były nie małe problemy, dlatego lady się ucieszyła, że podsuwam jej z własnej woli wysoko urodzoną kandydatkę. Znając Elliesabeth, bardzo chętnie wyniesie się ze Snow Blizzards, nawet, jeśli to oznacza wyjście za obcego chłopaka. Postanowiłam ją o tym powiadomić, niech się oswaja z myślą, że koniec beztroskich zabaw, czas dorosnąć.
-Elliesabeth!-zawołałam.
-Tak, mamusiu?-zapytała wbiegając, jak to ona praktycznie w podskokach.
-Usiądź, to może być dla ciebie wstrząs.-wykonała polecenie.-Znalazłam dla ciebie męża.
-Słucham!?-dziewczyna zerwała się.
-Słyszałaś. Przed pełnią przyjedzie do ciebie z matką. To młody lord.
-Wiedziałam, mamo, że w końcu znajdziesz mi lorda.-powiedziała rozgoryczona-To było tylko kwestią czasu, kiedy stracę wolność!
-To młody lord Summer Sea.-ucięłąm narzekania.
-Summer Sea?-zaciekawiła się nagle-Tego niesamowcie ciepłego królestwa? I ja tam zamieszkam!?
-Tak, właśnie tak.
~~*~~
Tydzień później...

Sophie? Kasander?

Od Edwarda Cd Fallon

Najpierw rzuciłem jej zdziwione spojrzenie, potem uświadomiłem sobie mysl "Będziesz ojcem, będziesz ojcem!". Chwyciłem Fallon w talii, podniosłem do góry i zakręciłem nią.
-Dobrze, dobrze, już dobrze, Edward! Przestań!-roześmiała się. Wedle życzenia opuściłem ją i przytuliłem do siebie.
-Myślałam, że gorzej to przyjmiesz.-wyszeptała.
-Ja? Gorzej?-pocałowałem ją. Czułęm, że już nie mogę się doczekać narodzin dziecka. Wiem o tym od paru mrugnięć powieką, a już jestem zdenerwowany. Powróciły obawy sprzed dnia ślubu. Czy podołam jednocześnie obowiązkom rycerza, męża i ojca?
-Musimy natychmiast powiadomić twoją matkę i moich rodziców!-powiedziałem stanowczo.
-Alcautro się nalata!-roześmiała się i przywołała kruka. Usiadł na stole, cierpliwie czekając, aż napiszemy listy do rodziców.

Matko i Ojcze!

Zapewne, gdy usłyszycie tę wieść, będziecie ze mnie dumni. Ja sam wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Fallon, moja żona jest przy nadziei! Spełniłem swój obowiązek wobec was i wobec własnego sumienia.
Szczęście dla was!
Edward.

Skończyliśmy pisać jednocześnie, przywiązaliśmy listy do nóżek kruka i wysłaliśmy go, powiadomiwszy uprzednio, gdzie ma lecieć.
~~*~~
Parę dni później przysżły odpowiedzi. Rodzice nie mogli się nacieszyć, że będą dziadkami. Matka się podobno popłakała, a ojciec roześmiał, aż ptaki z drzew pouciekały. Za to list matki Fallon był bardzo ciekawy:

Najdroższa Fallon!

Tyle wspaniałych wieści nagle na mnie spadło! Moja córka będzie miała dzieci z rycerzem, a mój syn się ożeni!
Tak, tak, to prawda! Matka dziewczyny-lady Snow Blizzards napisała do mnie z prośbą, aby wzięli ślub, bo jej córka źle czuje się w klimacie Snow Blizzards. Ach! Nowa synowa i nowe wnuki! Szczęście mnie przepełnia, córeczko! Bądź zdrowa!

Lady Sophie Lancaster

Fallon?

Od Trevora Cd. Florencee

Podszedłem do Flo i złapałem ją za rękę po czym wyszeptałem do ucha;
- Nasi ojcowie postanowili zrobić rodzinne spotkanie z okazji zaręczyn.
Tak właściwie jest tu tylko moja rodzina, mentor mojego ojca i wuja.
właśnie przyjechało kilku jeszcze rycerzy którzy nie raz stali podczas bitwy
u boku twego i mego ojca. Oczywiście z rodzinami. Teraz mamy ogłosić
nasze zaręczyny oficjalnie tu zjemy poczęstunek wzniesiemy toast,
później tańce i pewnie zaczną pić, kobiety gawędzić to my możemy się
wtedy stąd wyrwać. - Powiedziawszy to uniosłem jej rękę i ucałowałem
następnie złapała mnie pod ramię i podeszliśmy do naszych ojców.
- Już jestem ojcze - Powiedziała przerywając jego rozmowę z moim ojcem
- Witaj córeczko! - Powiedział uśmiechając się. - Zgaduję że Trevor już
ci powiedział z jakiej to okazji sie tu wszyscy zjechali?
- Tak powiadomił mnie o tym - Odpowiedziała posyłając mu lekki uśmiech
- To wspaniale! Rag możemy zaczynać...
- Teraz będzie ten toast później poczęstunek i tańce...
- ... [Odchrząkną] Chciałbym oficjalnie przywitać wszystkich w tym dniu!
W którym moja córka oficjalnie stanie się narzeczoną młodego lorda Trevora!
Trevorze? - Skinąłem głową w stornę króla po czym odwróciłem się w stronę
Flo. Uśmiechnąłem się do niej i łapiąc jej ręce w swoje dłonie klęknąłem
przed nią na kolano i zacząłem.
- Florencee Grace Arterton, wiem że początek naszej znajomości... Do
najlepszych nie należał ale czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją
żoną? - Zapytałem puszczając jedną rękę i wkładając do kieszeni by
wyjąć małe pudełeczko z pierścionkiem w środku
Szczerze wolałbym by to było spontaniczne wolałbym sam z siebie pytać
ją o to i mieć tą nie pewność czy się zgodzi a tak to wszystko oklepane
prawie że było. Mażyłem już teraz by jak najszybciej z nią się stąd wymknąć..

Floo ? XD

Od Stannis'a Cd. Luelle

ŻE CO!? - Krzyknąłem gdy jeden z posłańców przekazał mi wiadomość od
rodziców.
- Pański ojciec oraz matka oczekują pana za pół godziny w sali przygotowanego
oraz należycie ubranego z podwody pana ślubu z kobietą poleconą przez
pańskiego kuzyna, sir. - Powtórzył spokojnie, odwrócił się i wyszedł.
" Świetnie jeszcze tego mi brakowało!" Pomyślałem załamany podchodząc
do szafy " I ty Trevorze, Brutusie jeden przeciwko mnie?! ". Zacząłem się przebierać.

~*~

Gdy wszedłem do sali matka dumnie stała obok ojca, a i on wydawał się zadowolony.
Chwilę po tym jak sam wszedłem drzwi zaskrzypiały obwieszczając że moja "narzeczona"
właśnie przybyła.
-To to ta kobieta, którą polecił nam mój siostrzeniec? - Zapytał wyniośle mój ojciec
nie ukrywając że cieszy się iż to nie ja wybierałem...
-Ta sama, miłościwy panie-odpowiedział służebnie posłaniec, a ja o mało nie
prychnąłem lecz wolałem się powstrzymać..
-Wprowadź ją zatem. - Dodał tylko a Posłaniec staną za kobietą w białej sukni.
-Synu, oto kobieta, którą polecił nam Trevor. Znając jego gust będący całkowitym
przeciwieństwem twojego, wybrał dobrze.
NA TO stwierdzenie nie powstrzymałem cichego prychnięcia oraz wywrócenia oczami
ponieważ MÓJ GUST jest w jak najlepszym porządku.
-Och, szybko, kochanie, chciałabym poznać jej oblicze - Powiedziała moja matka
podekscytowana mogąc poznać przyszłą synową.
- Możesz zdjąć welon z twarzy, dziewczyno. - Dziewczyna najpłynniejszym gestem
odrzuciła materiał na tył głowy. A ja stanąłem jak zryty... LUELLE?! ŻE CO..?.. Zgłupiałem...
spojrzałem na ojca również był zdziwiony oraz w zniechęcony, matka zachwycona...
Niech się tylko dowie że to o niej podsłuchiwała pod komnatą ojca gdy z nim rozmawiałem...
-TO...To jest ta kobieta, którą polecił wam Trevor? - Zapytałem ojca ze ździwieniem chodź
w pewien sposób szczęśliwy - Teraz już nic na to nie poradzi. Ona zostanie moją żoną i już!
W końcu.. Sam Pan Wielki i Wspaniały Trevor mój kuzyn ją polecił nie?
- Z tego co wiem. Nie chciał tylko nam zdradzić jej imienia, nie mogliśmy zbadać jej rodu.
Ale zapewnił, że będzie nam odpowiadać. Oto więc jest.-odpowiedział z nutką niechęci
ojciec.
- Hym... To masz racje... Ma ZDECYDOWANIE lepszy gust ode mnie - Zakpiłem patrząc
w oczy Lue- Ale teraz pozwolisz iż poślubię tą niewiastę, dobrze ojcze? - Zapytałem
uśmiechając się do Luelle.
- Wspaniale! - Powiedziała moja matka - Podejdź bliżej kochana! Zaraz zostaniecie małżeństwem!
Tylko gdzie ten starzec jest?! - Mruknęła do siebie - Spóźnia się... - Odeszła ciągnąc ojca
a my zostaliśmy sami.

Luelle ? XD

środa, 27 sierpnia 2014

Od Fallon -c.d. Edwarda

Siedziałam w kuchni i myślałam co chciałam bym zjeść a co miałam. Nie miałam nic co zjeść chciałam. A chciałam czekoladę albo słodką bułeczkę drożdżową. Chodź nie! Na przepiórkę albo łososia lub na łososia i coś słodkiego... Ej o czym ja myślę łosoś z słodką bułką? Łe... Nie ja tego bym nie zjadła...Chodź nie jednak bym zjadła... Nie jednak nie. I tak właśnie biłam się w myślach. I nie wiedziałam czy tak czy nie. Z resztą jeszcze mi niedobrze i łeb mnie boli. Często się kłócę z Edwardem... Coś jest nie tak. Leżałam z twarzą w poduszce. I myślałam to od dłuższego czasu robiłam. Wyszłam na dwór ale mój żołądek jednak uważał że powinnam siedzieć w domu... Nie za fajnie ale da się przeżyć. Usiadłam w salonie i oparłam się o fotel. Przymknęłam oczy i momentalnie zasnęłam. Ostatnio często mnie się to zdarza ale co mam poradzić jak mnie co 2 godziny zrywa. Kiedy się obudziłam byłam przykryta kocem. W kuchni siedział mój mąż.
- Może mi powiesz co jest ze mną nie tak? -spytał -Nie rozumiem dlaczego się złościsz.
- Sama nie rozumiem -prycham. -I wszystko jest z tobą dobrze to z mną jest coś nie tak. Źle się czuję. A do tego od dwóch księżyców... Nieważne i tak nie powinno cię to interesować.
- Właśnie o tym mówię. Raz warczysz, raz prychasz raz się przymilasz -powiedział.
- Ja... -odruchowo dotknęłam swojego brzucha. -Chyba wiem co mi jest. Otwórz ja jestem przy nadziei.*
<Edward?>
* Przy nadziei czyli w ciąży inaczej ;-;

Od Sophie -c.d. Lamii

Przeczytałam list dokładnie a na mojej twarzy zagościł uśmiech. Chodź będzie miał pannę z północy to jednak pannę. A wtedy wreszcie zmądrzeje a ja przejdę na emeryturę chodź raczej będę mu musiała pomagać. Zawołałam swego skrybę i zaczęłam mu dyktować "Szanowna Lamii Oczywiście iż się zgadzam. Lecz wyruszę jutro. Dziś mój syn musi wyjść z szoku. Gdyż to nie łatwe zrozumieć iż za niedługo ożeni się. Oczywiście nie wybiegajmy tak w przyszłość. Przy dobrych wiatrach przyjedziemy w dzień przed pełnią czyli za jakiś tydzień. Przyjedziemy na koniach dlatego też ta droga będzie tyle trwać i mam nadzieje że zgodzi się pani abyśmy przenocowali noc lub dwie pod pani domem. Z poważaniem Lady Sophie" Zapieczętowałam list i kazałam go wysłać a sama pobiegłam do syna. Ten stał na balkonie i wpatrywał się w morze. Spojrzałam na niego. Wyglądał zupełnie jak ojciec.
- Synu -powiedziałam a ten się odwrócił -Właśnie znalazłam ci żonę.
- Tyle że ja może nie chcę żony -powiedział. -A chodź ładna? Zabawna?
- Zapewniam cię kochany że idealna -powiedziałam i objęłam go ramieniem.
<Lamii?>

Od Spohie -c.d. Rhaenora

-To dobra idea -powiedziałam -A nawet bardzo dobra. Za chwilę napiszę rozporządzenie które zostanie ogłoszone. Skrybo!
Nie czekałam długo. Co było dość miłe z jego strony. Zaczęłam mu dyktować słowo w słowo a brzmiało to tak. "Drodzy poddanie. Po przez małe konflikty z sąsiednim królestwem polować może tylko rycerstwo i wyżej urodzeni. Ci niżej urodzeni mogą zajmować się zbieractwem a za moim pozwoleniem wycinką drzew. Ten kto się nie dostosuje do tego zostanie ukarany. Każdy chłop co zapoluje straci rękę. Lecz i rycerz nie może przekroczyć granicy bo i on rękę straci. Wasza lady wraz z synem". Po czym podał mi a ja przybiłam pieczęć. Ten popędził z wiadomością odczytać ją na czele mych poddanych.
- Teraz tylko zaczekam aż i ty zareagujesz -powiedziałam.
<Rhaenor?>

Od Emily-c.d. Aerena

Szłam ze zwieszoną głową bo tak powinnam postąpić. Być skruszoną do jasnej anielki. Niestety zabawiłam się w buntowniczkę i wyszło jak wyszło chodź mogło być gorzej. Wyszliśmy do ogrodu a z niego na ulice królestwa. Spojrzałam na mężczyznę. Chyba miał mnie do niej zaprowadzić. W końcu ja nie miałam pojęcia gdzie się znajduję. Była z wyższych sfer więc powinni ją znać i zapewne znali. Podeszliśmy do dość sporego domku w centrum miasta. Jedno piętrowy z parterem. Młody lord zapukał do drzwi a w nich ukazała się nie za młoda kobieta. Uniosła wysoko brwi.
- Nazywam się Emily Ygrette -powiedziałam dygając przed kobietą -Jestem jestem córką twojej siostrzenicy. Ty zapewne jesteś Torein Fahr.
- Emily... -próbowała sobie przypomnień a po chwili uśmiechnęła się i uściskała. -Kochana tak dawno cię nie widziałam. Ile to było? Osiem lat? Więcej? Nie ważne cieszę się że jesteś! A cóż tu robi młody lord?
- Chciałem ją tylko odprowadzić z rozkazu ojca. Po za tym złamała prawo -powiedział
- Emily -i nagle zgromiła mnie wzrokiem.-Cóż ty dziecko najlepszego wyprawiasz? Matka cię nie nauczyła że prawo jest najważniejsze? Po za tym co ty masz moja droga na sobie? Do tego się rozwala.
- Zapolowałam tylko i chciałam sprzedać bo nie myślałam że ciotkę spotkam -próbowałam być miłą i coś jednak mi nie wychodziło bo parę razy słychać było warczenie.
- Zapolować?! Dziecko! -za to dziecko chciałam ją udusić.
- To ja może już pójdę -powiedział młody lord jednak ciotka zatrzymała go w pół kroku.
- Och gdzie się tak śpieszysz? -zaśmiała się. Spojrzała to na mnie to na niego. Zaczęłam kręcić głową iż żeby przestała i że to nie za fajny pomysł.  -Może chciał być herbaty? A po za tym zapraszam cię na jutrzejszy obiad chodź wiem że tak naprawdę możesz zjeść w zamku. Oczywiście zapraszam też i lorda. Chciała bym przeprosić za zachowanie Emily. Bo z pewnością zaczęła szczekać (czyt. mówić co chciała).
- Ciociu -próbowałam mieć aż zbyt przemiły głos. - Z pewnością młody lord ma dużo obowiązków by u nas siedzieć. Do tego jeszcze musisz minie oprowadzić po mieście. Nigdy nie byłam tutaj...
- No to cię kochana oprowadzę -powiedziała -Ale teraz pytam się młodego lorda.
<Aeren?>

od Edwarda CD Fallon

Fallon zaczytała się, a ja zacząłem polerować swój miecz. Przecierałem go, dopóki nie zaczął lśnić, wtedy go odłożyłem, żeby był zawsze w zasięgu ręki, a sam się położyłem.
-Dobranoc-powiedziałem i chyba natychmiast zasnąłem.
~~*~~
Po dwóch i pół pełni księżyca stwierdziłem, że Fallon zachowuje się nieznośnie wręcz. Raz się przymilała, innym razem zaczynała warczeć. Pogoniła psa, domagającego się pieszczot, a zaraz potem wymiętosiła czule Alcautro. Kiedy ją o coś prosiłem, odmawiała mówiąc, że jest zmęczona i boli ją głowa, kiedy indziej, kiedy już zabierałem się za coś sam, mówiła, że ona chętnie to za mnie zrobi.
Zmęczony tymi wahaniami nastrojów, wyszedłem z domu i skierowałem się do stajni, gdzie obok klaczy Fallon, stał Brie.
-Chodź staruszku.-powiedziałem-Wybierzemy się na przejażdżkę.
Zarżał niechętnie. Zdążył polubić Operę, i nie chciał bez niej wychodzić.
-Jeszcze ty fochy stroisz!? Idziemy, koleżko.
Złapałem jego uzdę i założyłam mu siodło. Niechętnie powlókł się za mną. Wskoczyłem na Brie'go i popędziłem go galopem do lasu. Kiedy już byliśmy dość daleko, zatrzymałem go i zsiadłem.
-Jak to jest, staruszku, że ona tak się zachowuje? Coś zrobiłem źle?
Zarżał. No tak, taki koń mi niewiele powie na temat kobiet...

Fallon?

wtorek, 26 sierpnia 2014

Nowy lord North Wolf - Eustachy Thomson

Imię: Eustachy
Nazwisko: Thomson
Pseudonim: Młody
Wiek: 11
Królestwo: North Wolf
Stanowisko: Lord
Aparycja: Eustachy jest szczupłym chłopakiem średniego wzrostu .Ma ciemne brązowe,średnie włosy, zaczesaną grzywkę na całe czoło. Oczy ma duże i brązowe. Jego cera jest jasna a nos jest propocjonalny do twarzy.
Charakter:
Wady: Eustachy nie potrafi rządzić królestwem ze wzgledu na swoj mlody wiek. Często podejmuje niewlasciwe decyzje. Jest nieodpowiedzialny i latwowierny. ma slabosc do slodyczy.
Zalety jest pewny siebie i bardzoszybko sie uczy.potrafi myslec logicznie. lubi nawiazywac nowe znajomosci jest dusza towarzystwa. kocha zwierzeta i bardzoo nie dba. zawsze potrafi znalezc pozytywy i do wszystkiego jest nastawiony pozytywnie.
Rodzina: matka- Violetta umarła przy porodzie, ojciec- Luke zginął na polu bitwy,
Zainteresowania: Pojedynki rycerskie, polowania, walka mieczem, jazda konna, czytanie ksiąg
Historia: Gdy miał 8 lat jego ojciec wyruszył na wojne przeciwko wrogim barbarzyńcom. Niestety jeden z wrogich wojowników przebił serce jego ojca włócznią. Wojsko chciało uciec ale wtedy władze nad nim przejął dowódca Filemon znany też pod przydomkiem Okrutny. Dzięki niemu królestwo North Wolf zwyciężyło bitwę kończąc tym samym wojnę toczącą się między nimi. Gdy wrócili Eustachy wybiegł z zamku by przywitać ojca ale dowiedział sie że poległ on na polu bitwy. Objął wtedy pieczęć nad królestwem.
Zauroczenie: ukrywa emocje
Narzeczony/narzeczona: na razie nikt
Towarzysz: Duck
Koń:Furia
Inne zdjęcia: 1,2,3
Login: JessyJ

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Od Fallon -c.d. Edwarda

- Tak -powiedziałam i westchnęłam -Jest prześlicznie.
Edward złapał mnie za dłoń. Uśmiechnęłam się i jednym szarpnięciem sprawiłam że usiedliśmy na ziemi. Wolną dłonią dotknęłam trawę. Zamknęłam oczy i dałam się ponieść wyobraźni. Siedzimy na ławce pod drzewem trzymając się za za rękę. Mój mąż po chwili wstaje. Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Kucnęłam a w moje ramiona wpadła mała dziewczyna o blond włoskach. Kładzie mi główkę na jednym ramieniu i szepce mi że mnie kocha. Po chwili w objęcia Edwarda wpada starszy od dziewczynki chłopiec o hebanowych włosach które trochę rozjaśnił się od słońca. I wtedy wróciłam do teraźniejszości. Nadal siedzieliśmy a po moim policzku spływała jedna łza. Lecz nie łza smutków i rozpaczy a łza szczęścia. Mój mąż otarł mi ją z policzka. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się a po chwili w padłam w płacz . Wtuliłam się w jego koszulę tłumiąc łzy. Przejechał mi dłonią po włosach.
- Dlaczego moja miła płacze? -spytał a ja spojrzałam na niego.
- Przepraszam. -powiedziałam. - Ja po prostu coś sobie wyobraziłam i to było takie śliczne.
- A zdradzisz mi co? -spytał a ja podniosłam głowę. Pocałowałam go delikatnie.
***
Było już ciemno kiedy wróciliśmy. Zapaliłam świecę i poszłam do łazienki. W środku miałam chłodną wodę. Akurat do umycia się. Wyszłam z łazienki w koszuli nocnej i ze świeczką w ręku. Wróciłam do pokoju. Obok mojej części łóżka leżał stosik książek. Zaczęłam je po cichu czytać.
<Edward?>

wtorek, 19 sierpnia 2014

Od Aerena, c.d. Stannis'a

Nigdy nie miałem problemów sercowych i mieć ich nie będę. Zupełnie nie to miałem w głowie. W gruncie rzeczy to nie interesowały mnie sprawy, o których mówił. Nigdy nie interesowały mnie kobiety, mimo obaw maestra nie ciągnęło mnie też w żaden sposób do mężczyzn, co więcej uważałem to za obrzydliwe. Taka była prawda. Kiedy przyjdzie czas spłodzę syna, by mieć własnego następcę, lecz w najbliższym czasie się na to nie zapowiadało.
Nie chciałem go powstrzymywać, więc skinąłem głową, pozwalając mu odejść. Wtedy jednak przypomniałem sobie o czymś.
– Jeśli będą problemy z matką, powiedz jej, że i ja nie widzę w tym nic niestosownego, jeśli będzie tego chciała, spotkam się z nią. Spróbuj jednak na spokojnie porozmawiać, być może zrozumie.
Potem odszedł, nic mi nie opowiadając. Tymczasem mój gadzi przyjaciel powrócił i pozwolił mi wziąć go na dłoń. Gady lgnęły do mnie, jak nic innego. Może dlatego, że miałem podobne upodobania.
<Stannis? Jeśli doskwiera Ci brak weny, to nie zmuszam do kontynuowania tego opowiadania.>

Od Rhaenora, c.d. Sophie

– Lasu chronić będzie rzeka, a tego kto poluje można już teraz łatwo rozpoznać – odparłem pełnym powagi tonem znacznie donośniejszym od wypowiedzi pozostałych zebranych. – Pozwolenie, by polować w mych lasach ma jedynie rycerstwo. Ktokolwiek inny to zrobi, określam go mianem kłusownika. Przypomnę, że jest to stary przywilej tego stanu. Moim zdaniem wystarczy to zupełnie, by zachować kontrolę nad legalnymi łowami. Co do chłopów, nigdy nie mieli prawa, by korzystać z lasu inaczej niż poprzez zbieractwo bądź bartnictwo ewentualnie wycinkę drzew za pozwoleniem.
Nastała cisza. Najwyraźniej wymagało to gruntowniejszego przemyślenia, niż początkowo przypuszczałem. Nie pośpieszałem. Jeśli sprawa miała zostać załatwiona należycie, trzeba było liczyć się z czasem, który przyjdzie na nią poświęcić. Koniec problemów był mi na rękę, co nie oznacza, ze miałem zamiar wyjść z tej cichej walki jako przegrany, o tym nie było mowy. W młodym lordzie nie widziałem żadnego przeciwnika dal mnie ani dla mojego syna. Wyglądał na zupełnie nie zainteresowanego sprawami własnych ziem.
W razie braku rozstrzygnięcia rozmów, byłem skłonny zaprosić ich do swego zamku. Mój syn rzucił mi krótkie spojrzenie. Skarciłem go wzrokiem zmuszając do dalszego myślenia nad ważniejszymi sprawami. Na chwilę zatrzymał wzrok na świecy, by później go odwrócić. Ja tymczasem spojrzałem na lady.
<Sophie?>

od Lamii do Sophie

Chodziłam po pokoju intensywnie myśląc. Co jakiś czas z zadumy wyrywał mnie odgłos żwawych kroków i pogodnych zdań mojej córki. Taaak...Ona uśmiecha się tak wiele, że całe Snow Blizzards nie musi. Ona jest światełkiem, które rozjaśnia szarą, zimną rzeczywistość.
-Witaj, Hertford. Wzywa cię moja mama, jak sądzę?-zapytała wesoło.
-Tak, szlachetna panienko.-po jego głosie poznałam, że się uśmiecha. Chyba nikt ze służby nie mógł nie uśmiechnąć się do niej choć trochę. Ale ja nie jestem służba.
-Hertford, z łaski swojej, przerwij rozmowy z moją dziedziczką i przyjdź!-zawołałam.
-To do wiedzenia, Hertford!-pożegnała się i po chwili rozległy się szybkie kroki i po chwili znów jej głos.
-Tak, o pani?-ukłonił się w pas.
-Pisz-rozkazałam i rzuciłam mu pergamin i pióro- Szanowna lady Sophie II Lancaster.
Jak lady dobrze wie, mam młodą, niezamężną córkę. A lady ma młodego, nieżonatego syna. Moja córka źle czuje się w Snow Blizzards, więc stwierdziłam, że mogłaby zaznać szczęścia w jego przeciwieństwie-Summer Sea. To prawda, nie mam dziedzica, jednakże stwierdzam śmiało, że nie brak w mym królestwie odpowiednich kandydatów do władzy, chociaż niekoniecznie dla Elliesabeth. Jeśli wyraża lady zgodę, proponuję spotkanie w mojej siedzibie w dzień przed najbliższą pełnią.
Podpisano: Lady Lamia Iddina Lovecraft.
-Ależ, milady...Kassander Lancaster, jeśli się nie mylę jest rówieśnikiem młodej lady Lovecraft. Czy nie chcesz, milady, aby jej mężem został mężczyzna choć trochę starszy?
-Hertford, czy jesteś matką mej córki?Czy ty decydujesz o jej losie? Dziękuję. A teraz ślij to do lady Sophie.

Lady Sophie?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Od Aerena, c.d. Emilly

– Padlina jest padliną, a polowanie to przywilej i o tym powinnaś pamiętać – powiedział spokojnym tonem mój ojciec, tylko Ci, którzy go znali, mogli zauważyć, ze w rzeczywistości jego gniew wzrasta. Ze mną było dokładnie to samo. – Chłopi łowią ryby, uprawiają pola, a polowaniem zajmują się rycerze. To podstawowe prawo, które jest nie do złamania. Jeśli ktoś robi to poza nimi, jest zwykłym kłusownikiem, a za takie przewinienie istnieje Odpowiednia kara.
Oparł się mocniej o tron i spojrzał na nią z góry. Myślał, to było pewne. Zastanawiałem się tylko, o czym. Rzecz w tym, że nigdy tego nie okazywał. Sam odwróciłem wzrok w stronę kobiety, dając jej jasno do zrozumienia, że niedługo może wybuchnąć gniewem. Nie zareagowała.
Pan ojciec wstał i ruszył w jej stronę. Okrążył ją kilkakrotnie, po czym wrócił na swoje miejsce. Zapadła grobowa cisza, uprzednio przerywana przez równy odgłos kroków. Spojrzałem na mojego ojca. Musiał wydawać się jej groźny i w rzeczywistości taki był. Długie czekanie mogło znaczyć tylko jedno. Miał pewne wątpliwości.
Przywołał do siebie maestra, by coś z nim uzgodnić. Tego mężczyznę znałem od dawna, można było powiedzieć od zawsze. Nie był już młody, lecz służył radą i pomocą, jak tylko potrafił. Ich ciche głos rozchodziły się po Sali, lecz nie wydawały się składać w coś więcej. W końcu medyk odszedł. A mój ojciec ponownie uniósł się z tronu. Podszedłem do niego, chcąc mu poddać mój pomysł na rozwiązanie sytuacji. Jednak nie zdążyłem.
– Ratuje Cię tylko twój ród – rzekł z powagą. – Tylko dzięki niemu możesz ruszyć do celu swej podróży, lecz łamanie prawa następnym razem skończy się znacznie bardziej boleśnie. – Spojrzał w moją stronę, a ja od razu wiedziałem, o co mu chodzi. Podszedłem do niej i dałem jej do zrozumienia, ze ma iść za mną.
<Emilly?>

niedziela, 17 sierpnia 2014

od Edwarda CD Fallon

Przytaknąłem. Wyszliśmy do lasu.
Pogoda była piękna.
-Chodź, pokażę ci coś-powiedziałem i pociągnąłem żonę zmuszając do szybszego chodu. W końcu wyszliśmy z lasu i naszym oczom ukazał się widok

-Co sądzisz? Pomyślałem, że pod tym drzewem ustawimy ławkę. Pięknie, czyż nie?

Fallon?

Młoda lady Snow Blizzards-Elliesabeth Miranda Clara Lovecraft

Imię:Elliesabeth Miranda Clara(woli drugie i trzecie imię i tak też się przedstawia nowo poznanym ososbom)
Nazwisko: Lovecraft
Pseudonim:Światełko
Wiek: 17
Królestwo: Snow Blizzards
Stanowisko: młoda lady Snow Blizzards
Aparycja: Nigdy nie miała szans się opalić, więc jest blada. Ma piękne, ładnie skrojone usta i błękitne oczy. Długie, ciemnoblond włosy zazwyczaj spina po bokach. Dość niska.
Charakter:
Wady:niesforna, chce chodzić własnymi ścieżkami
Zalety:Absolutnie niepasująca do niegościnnego królestwa Snow Blizzards wesoła i pogodna istota. Pomocna, chce nieść uśmiech wszystkim i chętnie by rozdała wszystkie futra, na których śpi do okrycia dla mieszkańców. Odważna, zadziorna. Marzy o tym, że kiedyś znajdzie wielką miłość.
Rodzina: matka-Lamia, rodzeństwo-brak, ojciec-nie żyje i nigdy go nie znała,
Zainteresowania:czytanie, marzenie, pomaganie, śmiech, jazda konna
Historia: Miała być jak matka-chłodna, stanowcza i surowa. Jej życie jednak poszło inną drogą- kiedyś, kiedy temperatura wynosiła aż 0 stopni wszyscy wyszli z domów, aby korzystać z ciepła. Na ulicy też widziała błazna, który opowiadał dzieciom historie o dalekich, ciepłych krajach. Od tego dnia, dzewczynka marzyła, że kiedyś opuści Snow Blizzards i zamieszka w jednym z nich. Pomimo surowych metod wychowawczych matki, pragnienie ciepła wciąż w niej żyło.
Informacje poza: W tajemnicy przed matką pisze wiersze. Pięknie śpiewa.
Zauroczenie: hm...chciałaby.
Narzeczony: brak
Towarzysz: kotka -Kinder
Koń: Indygo
Inne zdjęcia: 1,2,3,4
Login: juda

Lady Snow Blizzards-Lamia Iddina Lovecraft

Imię:Lamia Iddina
Nazwisko: Lovecraft
Pseudonim:brak
Wiek: 37
Królestwo: Snow Blizzards
Stanowisko: lady Snow Blizzards
Aparycja: podchodząca pod czterdziestkę kobieta. Lata i rządzenie odbiły się na niej chudością. Twarz ma białą i gładką jak śnieg. Blond włosy, kiedyś do kolan, dziś upięte w dredy.
Charakter:
Wady:surowa i zimna, od dawna się nie uśmiecha, czasami zbyt unosi się dumą
Zalety:inteligentna, sprawiedliwa, Wysoko stawia poprzeczkę sobie i innym.
Rodzina: jedynaczka, zmarli rodzice-Iddina i Teodor, córka-Elliesabeth
Zainteresowania: brak
Historia: od małego była wychowywana na sprawiedliwą i mądrą władczynię. Czytała mądre księgi i uczyli ją mądrzy rodzice. Nigdy nie była specjalnie uczuciowa. W wieku 13 lat wydali ją za 30 letniego lorda zza morza. Nieprzyzwyczajony do aż tak niskich temperatur, po roku zmarł, zostawiając Lamię i nowonarodzoną córeczkę.
Informacje poza: nigdy nie kochała męża
Zauroczenie: nigdy go nie było, nie ma go i nigdy już go nie będzie.
Narzeczony: brak
Towarzysz: lampart śnieżny- Zira
Koń: Lea
Login: juda

piątek, 15 sierpnia 2014

Od Fallon-c.d. Edwarda

- Och zapewne dobry -powiedziałam i wzięłam głęboki wdech. Westchnęłam. Usiadłam na trawie. Prawie że się na niej położyłam. Oparłam się na łokciach i spojrzałam w niebo. Cisza, spokój czego chcieć więcej? Przymrużyłam oczy i zaczęłam cicho śpiewać piosenkę.
- No there's no one else's eyes.That could see into me.No one else's arms can lift.Lift me up so high.Your love lifts me out of time.And you know my heart by heart.(Fragmęt Demi Lovato) - Heart By Heart) -Patrzyłam w niebo. Łapałam promienie słoneczne by chodź trochę się opalić.
- Nigdy nie słyszałem jak śpiewasz -zaśmiał się -Czemu nie miałem tego zaszczytu?
- A czyż teraz nie masz? Słyszysz. -powiedziałam odwróciłam głowę by na niego spojrzeć. Nadal siedział nad pstrągami jak zawodowy kucharz. Uśmiechnęłam się do niego odsłaniając śnieżno białe zęby.
- A zaśpiewasz coś jeszcze? Wtedy z pewnością obiad się ugotuje -zaśmiał się -Bo śpiąca królewna przespała śniadanie.
- Zjadła bym konia z kopytami -usłyszałam rżenie Opery - Bez urazy! I popiła jakimś dobrym sokiem... Stare nawyki nadal się mnie trzymają. Ych... Nadal się czuję jak ta rozpieszczona dziewczynka. W końcu nią byłam. Czyż nie? Z resztą jeśli chcesz nadal słuchać mojego "śpiewu" to słuchaj.You show the lights that stop me turn to stone. You shine it when I'm alone. And so I tell myself that I'll be strong.And dreaming when they're gone. (Fragmęt Ellie Goulding - Lights)
- No i jak mówiłem nasz obiad jest gotowy tylko talerze -spojrzał na mnie oczami szczeniaczka.
Zaśmiałam się. Podniosłam się i biegiem poszłam do kuchni. Nakryłam stół i wtedy usłyszałam stukot kopyt. Wybiegłam z domu i spojrzałam na drogę. W naszą stronę zmierzał mój brat. Jednym ruchem zsiadł z konia i rozłożył ręce. Zaczęłam biec w jego stronę i rzuciłam mu się w objęciach.
- Za cicho jest jak cie nie ma -zaczął się skarżyć. Cały on.
- Kas. Jak cię miło znów spotkać -nie puściłam go ani na chwilę lecz w końcu przypomniałam sobie o rybie. Zaczęłam ciągnąć go przed siebie a jego koń szedł pomału za nami. W domu już na talerzach była jakże pachnąca i idealnie upieczona ryba. Edward spojrzał na mnie i na mojego brata.
- Witaj -uśmiechnął się. Ja nie mogłam przestać się uśmiechać. -Może chcesz coś zjeść?
- A bardzo chętnie -odwzajemnił uśmiech. -Znaczy był bym wdzięczny za strawę. Właśnie wracam z wyprawy i przyniosłem coś dla mojej siostruni.
- A co? -spytałam podekscytowana jak mała dziewczynka jednak po chwili się opanowałam.
- Naszyjnik żebyś czasami sobie przypomniała o swoim bracie. -zaśmiał się i wyciągnął wisiorek po czym mi podał.- Oraz książkę na nudne popołudniowe dni.
***
Mój brat nie zabawił u nas długo po obiedzie i rozmowie wrócił do domu. Słońce znów pomału zachodziło. Uważałam że czas za szybko leci.  Spojrzałam na Edwarda. Wyciągnęłam książkę którą dostałam od brata. Przeczytałam jakże piękną dedykację "Dla mojej kochanej siostruni. Kiedy będziesz to czytać to na moją dłoń obiecuję ci że uśmiechniesz się nie raz. Sam połknąłem ją w 2 godziny. Powodzenia z czytaniem twój blondyn twoja połówka. " Przewróciłam oczami. Jutro ją przeczytam.
- To co teraz? -spytałam -Może się przejedziemy? Jest jeszcze jasno.
<Edward?>

od Luelle CD Stannis'a

Tego się nie spodziewałam. Aż tak źle? Czy aż tak dobrze? Nie wiem.
-Niedługo moje wujostwo organizuje bal, na którym ich syn ma znaleźć narzeczoną. Ja też mam iść.
-A czy tego chcesz?-spytałam patrząc mu w oczy.
-Nie chcę. Nie chcę nikogo innego niż ty.
-I ja nie chcę nikogo prócz ciebie-odpowiedziałam mu poważnie.-Co zatem mamy zrobić?
-Nie wiem. Coś wymyślę.-obiecał-Tymczasem muszę iść. Moi rodzice czegoś ode mnie chcą, bo kazali wracać szybko. Do widzenia.-pocałował mnie.
-Do widzenia-odpowiedziałam patrząc, jak wychodzi, wsiada na konia i odjeżdża.
~~*~~
Kiedy słońce zbliżyło się do nieboskłonu, ktoś zapukał do moich drzwi. Podniosłam się od czesania futra Omegi i otworzyłam. Nie spodziewałam się gońca. Bo pocóż miałby przychodzić? Do mnie? A jednak się zjawił.
-Luelle Luilówna, kupiec i rzemieślnik?-zapytał.
-Tak, to ja. W jakiej sprawie przybywasz, szlachetny panie?
Byłam od niego wyższa o głowę. Aby spojrzeć mu w oczy musiałam spuszczać głowę, a on ją zadzierać.
-Została panienka polecona do ożenku dla wysoko urodzonego człowieka, którego imienia zakazano mi zdradzać. Ma pani polecenie od samego Trevora Lothborka, młodego lorda Raven Rock aby wdziać szaty, które jej przysyła i aby pojachała ze mną do narzeczonego.
Słuchałam tego słowotoku z rosnącym zdumieniem. W końcu wydusiłam z siebie:
-Nie wyjdę za obcego mężczyznę!
-Ale rozkaz...
-Nie i już!
-Trevor powiedział, że mnie powiesi!-pisnął w końcu rozpaczliwie. Zrobiło mi się żal człowieka. Nie wierzyłam, aby Trevor mógł powiedzieć coś takiego, ale sama figurka i głos posłańca wzbudzał litość.
-Niech będzie...Ale narzeczeństwo można zerwać?-upewniłam się.
-Nie powiedziano mi tego...-zrobił niepewną minę.
-Trudno. Najwyżej ucieknę do Snow Blizzards.-uśmiechnęłam się.-Daj tę suknię.
Dał mi nie tylko suknię. Również welon, w którym nic nie widziałam. Jakbym wsadziła głowę do misy z mlekiem i się rozejrzała. Posłaniec pomógł mi wsiąść na Flyelle, a ja poleciłam klaczy, aby szła za jego koniem.
~~*~~
Posłaniec musiał mnie prowadzić, abym się nie zabiła w plączącej się sukni i welonie. Przed drzwiami domostwa wcisnął mi jeszcze wieniec na głowę i bukiet w dłoń i zapukał. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi.
-To to ta kobieta, którą polecił nam mój siostrzeniec?
-Ta sama, miłościwy panie-odpowiedział służebnie posłaniec, a ja wywróciłam oczami. Mogłam sobie na to pozwolić. Przecież nikt nie widział mojej twarzy.
-Wprowadź ją zatem.
Posłaniec stanął za mną i dyskretnie wskazywał mi kierunek.
-Synu, oto kobieta, którą polecił nam Trevor. Znając jego gust będący całkowitym przeciwieństwem twojego, wybrał dobrze.
Z tej wypowiedzi mogłam wywnioskować, że mój "narzeczony" to człek lekkomyślny i niesamodzielny. Za jakie grzechy....?
-Och, szybko, kochanie, chciałabym poznać jej oblicze-powiedziała kobieta, zapewne matka narzeczonego.
-Możesz zdjąć welon z twarzy, dziewczyno.
Westchnęłam, wywróciłam ponownie oczami i jak najpłynniejszym gestem odrzuciłam materiał na tył głowy. Pierwszą osobą, jaką zauważyłam był człowiek o bardzo znajomej twarzy. Następnie jakaś szykowna dama. Na samym końcu dojrzałam...Stannisa.
-TO...To jest ta kobieta, którą polecił wam Trevor?-zdziwił się Stan.
-Z tego co wiem. Nie chciał tylko nam zdradzić jej imienia, nie mogliśmy zbadać jej rodu. Ale zapewnił, że będzie nam odpowiadać. Oto więc jest.-odpowiedział z nutką niechęci ojciec.

Stannis? Opo może w paru miejscach nietego, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam zmarnować takiej weny :D

czwartek, 14 sierpnia 2014

od Stannis'a CD Luelle

Gdy wróciłem do domu przywitała mnie matka - Był już wieczór.
- Co tak długo zajęło ci przyjście do domu by z Matką się przywitać?!
Powiedziała oburzona ale zaraz się uśmiechnęła - No, zmykaj Jedzenie
czeka.
- Dobrze Matko. - Powiedziałem uśmiechając się do niej i całując
w policzek. Odwróciłem się z zamiarem odejścia..
- Ah! Sannis! Bym zapomniałam. Twój ojciec chce Cię widzieć.
Masz przyjść do niego zaraz po tym jak zjesz, powiem mu że już jesteś.
Powiedziała i odeszła a ja jęknąłem głośno.

~*~

Po zjedzeniu ruszyłem korytarzami by dojść do komnaty w której zawsze
się zaszywa. Przystanąłem przed drzwiami i zapukałem a gdy usłyszałem
stanowcze aczkolwiek ciche i chłodne "Wejść", Wszedłem.
- Ojcze. - Przywitałem się chyląc się lekko w dół.
- Witaj Synu. Matka powiedziała że już wróciłeś i przyjdziesz jak zjesz.
Usiądź musimy porozmawiać. - Powiedział nawet nie patrząc na mnie
tylko zawzięcie czytając jakieś pergaminy. Powoli - Jak najbardziej się
dało podszedłem do niego a następnie usiadłem naprzeciw niego.
- Tak ojcze o czym chciałbyś ze mną pomówić? - Zapytałem starając
się by mój głos brzmiał beztrosko. Musiało tak zabrzmieć ponieważ
momentalnie podniósł na mnie wzrok i wyprostował się parząc mi w oczy.
- Oh nie udawaj głupiego, Stannis. Wiesz o co mi chodzi.
- Nie bardzo o co? - Również się wyprostowałem i uparcie parzyłem mu w oczy.
- O Tą Dziewuchę, z którą się całowałeś. - Powiedział mówiąc tak jakbyśmy
rozmawiali co najwyżej o pogodzie. - Mógłbyś mi wyjaśnić czemu się z nią całowałeś?
- Boo... Się całowaliśmy? - Zapytałem głupio. On zaś roześmiał się.
- A teraz na poważnie. Powiedz mi coś o niej.
- Czemu?
- Bo chcę wiedzieć. A jako TWÓJ ojciec mam do tego prawo.
- Nazywa się Luelle Luilówna.
- Tyle to mi Rollo powiedział.
- Z królestwa wujka, z Raven Rock.
- Tyle też wiem.
Westchnąłem - Skoro wie to po co się pyta?! - Pomyślałem i nagle bam!
- Ma Niedźwiedzia, Omegę.
- Powiedziałem, że... - Gdy dotarło do niego co powiedziałem zdębiał a ja
się uśmiechnąłem złośliwie i z wyższością. Ha! Tego się nie spodziewał!
- Malutki znaleźliśmy go w lesie gdy towarzyszyli na Rollo i Kryptus.
Powiedziałem wstając. Szczerze nie wiedziałem o co chodzi ojcu.
Spodziewałem się czegoś w stylu '' Rozumiem że chcesz się zabawić, lecz
razem z matką oczekujemy od ciebie trochę dojrzałości! Za 4 dni moja siostra
z mężem robią bal by znaleźć narzeczoną dla Rollo'a, i oczekujemy że i ty
wykażesz trochę dojrzałości i także poszukasz kogoś odpowiedniejszego!"
Podchodząc do drzwi i rozmyślając czego to bym się spodziewał jęknąłem
na myśl o przyjęciu urządzonym przez wujka i ciotkę! Boże nie!
- Eh... Dobrze, Stannis'ie.. Rozumiem że rozmowa zakończona.? - Bardziej
stwierdził niż zapytał lecz odwróciłem się i kiwnąłem na potwierdzenie - Powiedz
mi jeszcze jedno. - Powiedział i podszedł nieco bliżej - Co Cię łączy z tą
dziewczyną.?
Popatrzyłem się na chwilę na niego po czym odwróciłem znów w stronę drzwi
otwierając je, lecz nim wyszedłem powiedziałem patrząc mu w oczy.
- To, że chyba ją kocham. - I zamknąłem drzwi...

~*~

-Stan!- Usłyszałem jak przybyłem do Lue.
Gdy zeszła na dół by otworzyć mi drzwi, ja już pod nimi stałem.
-Dzień dobry, Luelle - przywitałem ją szerokim uśmiechem.
-Jak rozmowa z ojcem?-spytałam od razu sadzając mnie na jednym
z krzeseł przy stole, a sama siadła naprzeciw.
- Eh... Nic poważnego. - Powiedziałem przypominając sobie jak zobaczyłem
matkę za drzwiami komnaty. Była zdziwiona i zszokowana. Co oznaczało,
że musiała podsłuchiwać lecz nie czekając aż zacznie mówić ruszyłem do
komnat. - A ty co wczoraj bo przyjeździe robiłaś? - Zapytałem próbując
zmienić temat lecz ona chyba to zauważyła bo zmarszczyła brwi.
- Zmieniasz temat. Aż tak źle? - Spytała przygryzając wargę.
A ja jak na zawołanie gwałtownie wstałem, przewracając krzesło i pochylając
się nad stołem pocałowałem ją gwałtownie i namiętnie, trzymając jej ręką
głowę, przybliżając ją do siebie.

<Luelle xD Hehehe ale weny dostałam! :D >

Od Stannis'a cd. Aerena

- Problemy, panie. - Odpowiedziałem po czym głęboko westchnąłem.
I sam nie wiedzą czemu podszedłem bliżej i klepnąłem na ziemie
wzdychając i chowając twarz w dłonie.
- A cóż sprawiło cię w takie załamanie? - Jęknąłem na to stwierdzenie.
- Miłość Panie. Miłość. Miłość do Kobiety.
- To chyba dobrze, o ile odwzajemnia twoje uczucia. - Powiedział patrząc
na mnie... Jakoś tak dziwnie.
- Oh.. Tak. Tak. Chyba Tak. Ale o moich rodziców tu chodzi. - I znów jęknąłem
bo po co ja mu to mówię? Jeszcze na mięczaka wychodzę!
- Nie akcentują jej?
- Nie wiem. Nie pytałem. Nie mówiłem. Lecz moi rodzi...
- Twoi rodzice? - Zapytał chyba ciekaw.
- Mogą jej nie zaakceptować. Jest Kupcem. A moja matka siostrą lorda
z Raven Rock. Ojciec może to jako tako przyjąć ale gorzej z matką.
Yyy.. Panie - Jakbym nagle sobie przypomniałem zerwałem się i otrzepałem.
- Wybaczysz panie lecz muszę już iść. I ruszyłem..

<Aeren? Sorrka małe problemy z weną oraz kompem XD >

Od Spohie -c.d. Rhaenora

Siedziałam już w głównej sali na swoim tronie a mój syn tuż obok. Opierł głowę na łokciu. To nie było zbyt ładne ale wiedziałam że mój syn nie jest zbytnio zainteresowany. W końcu zapowiedzieli go a przez wielkie drzwi wszedł lord i jego syn. Wstałam z tronu i pociągnęłam syna za sobą. Dygnęłam przed królem jak przystało na damę i chodź nie byłam byle jaką damą powinnam się zachowywać jak przystało. Poprosiłam ich żeby szli za mną. Szliśmy korytarzem do sali narad gdzie na ścianie wisiała mapa. Wzięłam szpilki i odezwałam się pierwsza.
- Uważam że słupy milowe powinny być tu, tu,tu tu ,tu tu ,tu i tu -zaczęłam wpijać wyznaczone miejsca szpilkami. Mój syn wstał wreszcie odważył się wypowiedzieć.
-Chodzi o to że to dobry pomysł tylko że... Co z tego że są słupy skoro nikt ich nie będzie pilnował a z resztą po między jednym a drugim słupem jest mila czyli ponad kilometr. Z resztą to jest duża odległość a w śród gęstych drzew ni zobaczymy slupów.Uważam że jeśli są ludzie który nie polują tak jak tamci nich przechodzą przez bramy które będą tu, tu i tu -wskazywał palcami odpowiednie miejsca. -Po za tym bądźmy wyrozumiali dla biednych. Przecież oni polują po każdej stronie po to by przeżyć.
- I tak samo -zabrał głos młody lord Dragon Cave -Jeśli chodzi o padlinę. Przecież za to że ktoś wziął już coś co zdechło i przeniosło na drugą krainę nie powinno się tak samo karać jak ci którzy specjalnie polują i przenoszą za granicę. Jak już to musieli by mieś pozwolenia.
<Rhaenor?>

od Edwarda CD Fallon

Następnego dnia w południe od razu wyszedłem na zewnątrz rozpoznać teren. Żona jeszcze spała, więc jej nie budziłem, tylko ubrałem się i cicho zamknąłem drzwi.
Dokoła domku był las, łąki, dopiero dalej pola uprawne. Spacerowałem po dziewiczm lesie. W innych królestwach trwała wiosna, kwitły pąki i wracały ptaki. W Summer Sea natomiast, panowało gorące lato.
Przez dzielone liście przeświecało słońce, tworząc bajeczne mozaiki. Naprawdę piękny dzień...
~~*~~
Pstrągi się piekły, a Fallon się ubierała. Kiedy wyszła przed dom uśmiechnąłem się do niej.
-Dzieńdobry, królewno-uśmiechnąłem się i ją pocałowałem. Miała zwiewną, białą sukienkę i rozpuszczone włosy.

Fallon?

środa, 13 sierpnia 2014

Od Lydii

Budzę się cała w krwi. Okazuje się że mam głęboką ranę na brzuchu najprawdopodobniej wykonana ostrym nożem. Siadam na łóżku mimo ogromnego bólu. Rozglądam się dookoła i wszędzie widzę krew. Na podłodze na ścienach i meblach. Jestem przerażona gdy nagle zauważam wielki napis wykonany krwią. Wstaję uciskając ranę dłonią poczym podchodzę do ściany. Gdy czytam serce mi staje a słowa ciągle plątają się po mojej głowy. To musi być tylko zły sen to nie może być prawda. Nagle ktoś wchodzi do pokoju lecz jest zbyt ciemno by zobaczyć twarz. Słyszę głośny śmiech. I nagle czuję ulgę. Gdyż nagle się budzę. Jedyne co potrafię wykrztusić to słowa które były na ścianie.
"Jeda noc jeden koszmar."
Mimo tego biorę szybki prysznic i odruchowo patrzę na brzuch w poszukiwaniu rany. Nic nie ma. Dotykając dłonią czuję jedynie moją delikatną skórę. Wchodzę pod prysznic i myję włosy. Wychodząc opatulam się ręcznikiem i zaczesałam włosy w warkocz, które szybko wysychają. Ubieram się w granatową sukienkę wraz z butami na niewielkim obcasie.Jestem gotowa do pracy. Znowu się spóźniam lecz nie jest to zbyt zauważalne. W kuchni pomagam przygotowywać jedzenie dla rodziny lordowskiej.Wiem ze najmniejszy błąd może kosztować nas życie. Gdy śniadanie jest gotowe wraz z 9 innymi służkami wchodzimy do sali jadalnej gdzie czeka już lord wraz ze swoim synem. Nie ukrywam że jest on bardzo przystojny lecz jestem tylko jego służką. Nie mogę sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Wtedy lord przyzywa mnie machnięciem dłoni.
-Przygotuj mnie i mojemu synu dwa konie. Ruszamy na polowanie.
-Tak jest Wasza Lordowska Mość - mówię kłaniając się lordowi
Szybko idę do stajni gdzie są konie. Wyprowadzam konia lorda po czym nakładam siodło oraz uzdę. Gdy koń jest gotowy idę do drugiego. Jest piękny. Wtedy usłyszałam że ktoś wchodzi do stajni. Gdy nieznajomy okazał się młodym lordem szybko schyliłam głowę.
-Ja zajmę się swoim koniem. Idź lepiej pilnuj konia mego ojca.
-Tak jest Panie.
Gdy lord wraz synem wyruszyli na polowanie wróciłam do zamku by spełniać resztę swoich obowiązków. Wieczorem przyzwał mnie lord do swojej komnaty. Usłuchałam i tym razem starałam się nie spóźnić. Zapukałam po czym weszłam do środka za pozwoleniem.
-Jesteś nowa?
-Tak Panie.
-Dobrze radzisz sobie z końmi. Gdzie się tego nauczyłaś?
Wiedziałam że lorda nie obchodzi moja przeszłość więc jedynie odpowiedziałam - Rodzice mnie nauczyli, Panie.
-A kim byli twoi rodzice.
-Mój ojciec przed śmiercią był szanowanym Lordem.
-Rozumiem więc że nie urodziłaś się by być służką.
-Nie, Panie.
-Mógłbym porozumieć się z niektórymi Lordami. Napewno mają syna, który szuka żony.
-Dziękuję Królu.
-Teraz idź i postaraj się bym tego nie żałował.
-Tak jest, Panie.
Wróciłam do pokoju z uśmiechem na ustach. Wiedziałam że los się odwróci. Teraz pozostało tylko czekać.

Służka - Lydia Martenorir

Imię: Lydia
Nazwisko: Martenoir
Pseudonim: Rudowłosa
Wiek: 27
Królestwo: Raven Rock
Stanowisko: Służka
Aparycja: Lydia jest dosyć niską (160 cm) dziewczyną o szczupłej sylwetce. Posiada jasną cerę z charakterystycznym znamieniem w kształcie gwiazdy na nadgarstku. Ma ciemno brązowe oczy, które często maluje by były bardziej wyraziste. Tak samo usta do których używa czerwonej szminki. Nie wolno zapomnieć także o jej charakterystycznych rudych włosach dzięki, którym otrzymała swój przydomek.
Charakter:
Wady: Lydia nie potrafi okazywać uczuć przez to co wydarzyło się w przeszłości. Nigdy nikogo nie kochała ani nie była w związku mimo że o jej rękę ubiegało się wielu mężczyzn.Często jest opryskliwa i sarkastyczna. Jest także zbyt pewna siebie jak na stanowisko, które teraz wykonuje. Zapomina czasami że już nie jest wysoko postawiona, a jedynie służy innym.
Zalety: Przed tragicznym wypadkiem była duszą towarzystwa. Na jej ustach zawsze gościł uśmiech. Była uprzejma, stosowna i zawsze odnajdywała wyjście z sytuacji. Jest znakomitą kłamczuchą i aktorką. Gdy jest w opresji próbuje myśleć logicznie lecz często działa spontanicznie. Lydia jest osobą ambitną oraz żądną władzy więc będzie się starała by wejść wyżej w hierarchi państwa.
Rodzina: Ojciec : Scott † Matka : Katherina † Młodszy brat : Thomas †
Zainteresowania: jazda konna, czytanie książek, mistycyzm, oglądanie starć rycerskich lecz chciałaby brać także w nich udział lecz nie pozwala jej na to płeć
Historia: Urodziła się w bogatej rodzinie lecz pewnego dnia gdy Lydia była w terenie jeżdżąc konno jej rodzinny dom się spalił. Okazało się że wszyscy członkowie jej rodziny zginęli w pożarze. Nie miała gdzie sie podziać więc uciekła. Przed tragicznym wypadkiem wybierała się na liczne bankiety, starcia rycerskie jak i popołudniową herbatkę w otoczeniu wysoko postawionych osób. W domu pomagała bratu ćwiczyć sztuki walki oraz władanie mieczem. Nie podobało się to jej matce, która ciągle zaganiała ją do szycia i czytania. Wtedy Lydia brała swojego ulubionego ogiera, wskakiwała na grzbiet z książką w ręce by znaleźć przestronne miejsce. Jej ulubionym miejscem był wielki przewrócony dąb. To tu spędzała najwięcej czasu. Teraz natomiast jest służką lecz ze względu na jej charakter może sie to zmienić.
Zauroczenie: brak
Narzeczony/narzeczona: brak
Towarzysz: Kojot Malia
Koń: Cheesecake
Inne zdjęcia:1,2,3,4
Login: JessyJ

niedziela, 10 sierpnia 2014

Od Rhaenora, c.d. Sophie

Spałem spokojnie. Poranek okazał się chłodny, a to za sprawą bryzy znad morza. Spojrzałem na Erele, która pozostawała jeszcze pogrążona we śnie. Wieczorem nie czekałem na kruka, mając świadomość, że nie zdąży do mnie dotrzeć. Jednak czułem się zmęczony. Odsunąłem pościel i postanowiłem przejść się kawałek. Narzuciłem zatem na siebie tunikę i założyłem sandały, po czym wyszedłem z komnaty.
Korytarze okazały się jeszcze chłodniejsze, lecz wcale nie były moim celem. Szedłem powoli, nie miałem powodów do pospiechu, a spokój tego poranka ogarnął moje ciało. Przysiadłem na ławce w ogrodzie. Czułem jak delikatne promienie słońca muskają moją twarz, przebijają się do środka, ogrzewając moje serce. Ogień był w mojej krwi.
Z zamyślenia wyrwał mnie ochrypły głos maestra. Wstałem i podszedłem do starca, odbierając wiadomość z jego dłoni. Następnie ruszył dalej swoim chwiejnym krokiem, a ja złamałem pieczęć i odczytałem jego treść. Jeśli mieliśmy zdążyć trzeba było wyruszyć o świcie.
Nie wiedziałem, co mnie natchnęło, by zabierać mojego syna ze mną. Być może była to chęć przygotowania go lepiej do pozycji, którą miał sprawować. Skwar dokuczał nam przez większość podróży, choć przejazd traktem przez puszczę nieco go zniwelował. Zrobiliśmy kilka postoi, w tym jeden nieopodal rzeki, która miała wyznaczać nasze nowe granice.
Dotarliśmy na miejsce na czas. Nie marnowałem czasu na podziwianie miasta, co chciałby z całą pewnością uczynić Aeren. Wolałem trzymać się wyznaczonego planu i on najwyraźniej również to zrozumiał. Rozmowa z Lady musiała odbyć się bez jakichkolwiek przeszkód.
<Sophie?>

czwartek, 7 sierpnia 2014

Od Emilly -c.d.Aerena

- Czyli to tak się traktuje wysoko urodzonych tutaj -zagrałam jakże nie miłą ostatnią kart a lord wpadł w gromki śmiech. -Moje imię Emilly Ygrette pierwszą tego imienia pierworodna córka lady Khaleesy i lorda Hanka Ygrette.
- Czego może szukać "wysoko urodzona" w łachmanach i z ze zwierzętami przy boku? Czyż to nie komiczne? Jednak rycerz miał racje łżesz jak pies i to przed moim obliczem -powiedział a jego ton stał się chłodny jak sama północ. -Jak nadal będziesz kłamać to skończy się ma dobroci równie dobrze mogę cię oddać w ręce moich rycerzy. Lecz ja jestem miłościwy i dałem ci schronienie.
- Tylko że to prawda -mój głos się załamał a w gardle poczułam gule -Moja ciotka tu mieszka. Nazywa się Torein Fahr po mężu. Lecz jeśli mnie nie wierzysz to wiedz że ja wiem o swoim rodzie wszystko.Nasz ród ma kruka w herbie i ja mam swojego gdyż każdy z rodziny dostaje na swoje 5 urodziny. Jocel! -kruk wleciał do sali i usiadł mi na ramieniu -Jeśli panie mnie wysłuchasz to opowiem dlaczego poluję i dlaczego pan uważa mnie za kłamcę. Urodziłam się  w Kingdom Kings i tam dorastałam w przepychu niczym młoda lady. W wieku 10 lat mój dom stanął z płomieniach mordując mi bliskich. Jedynie co uratowałam to moją klacz Loen na której tu przybyłam. Przez resztę czasu polowałam jednak wiedziałam żeby trzymać się z dala od domu mojej ciotki chodź tak naprawdę widziałam ją dwa razy na własne oczy. Raz 10 lat temu i teraz próbuję jej odnaleźć. Lecz czemu mi pan nie ufa? To pytanie zbyt proste. Gdyż jestem kobietą i do tego kupcem który zwykle jest uznawanym za złodzieja. Więc wierzy mi lord? Jeśli nie to nie potrzebuję strawy ni miejsca do spania. Mogę wyjechać i teraz jako że ja przed twarzą lorda nie skłamała bym.
- Czytałem o "twoim" rodzie. Każdy prawowity potomek ma znamię na łopatce gdyż słowa kobiety nie zawsze muszą być prawdą. Lecz uwierzę gdy zobaczę -powiedział nadal chłodnie.
Przygryzłam wargę. Puściłam rozerwane ramiączko i odgarnęłam włosy by nie przysłaniały znamienia. Odwróciłam się do nich plecami. Teraz to mój kruk był moimi oczami. Znów złapałam ramiączko i poprawiłam włosy po czym odwróciłam się. Spojrzałam prosto w oczy lordowi.  Jego syn przypatrywał się dokładnie całej tej sytuacji. Nie patrzyłam na niego. Do sali weszła jego żona. Lord prychnął lecz znów spojrzał na mnie. Nie dawałam za wygraną.
- Skoro jesteś z rodu Ygrette to ile masz lat? Tragedia ta stała się dość dawno a ich córka która także jak reszta rodziny została uznana za zmarłą. -powiedział dość zagadkowo.
- Chodź nie za grzecznie pytać o wiek kobiety. Powiem iż mam lat 18 a tragedia ta stała się gdy miałam lat 10. Przeżyłam gdyż w tym czasie nie było mnie w domu -powiedziałam. -Ja już nie proszę o strawę o schronienie noc a o to żebyś mi panie uwierzył. I to wszystko co chciałam przekazać. Dlatego nie wracając już to sprawy z łupem. Czyż mam uciekać dlatego że upolowałam coś po waszej stronie i chciałam po waszej stronie sprzedać? Czyli że co? Następnym razem może dłoń odetniecie temu co padlinę podniesie by zjeść ją nad ogniskiem po waszej stronie. Można to uznać za to że jestem bezczelna ale niestety taka jestem.
<Aeren?>

Od Aerena, c.d. Emilly

Wyprostowałem rękę, przejechałem palcami po piórach, tworzących lotkę i napoiłem cięciwę. Wzrok instynktownie powędrował w stronę końca grotu i dalej, aż w sam środek tarczy. Przytrzymałem strzałę na wyznaczonej pozycji i wypuściłem cięciwę. Grot poszybował do przodu, a ona wywinęła się i uderzyła w środkową część łokcia. Nie zabolało, a to za sprawą założonego uprzednio ochraniacza. Wylądowała na granicy środkowego okręgu. Sięgnąłem za siebie, by wyciągnąć kolejną, ale nim to zrobiłem, zjawiła się moja matka. Wyglądało na to, że odetchnęła z ulgą, widząc, iż nie bawię się z płomieniami, a trzeba przyznać, że miałem na to ochotę.
– Stało się coś? Sądząc po Twojej minie, Pan ojciec mnie wzywa.
– Owszem, ale rozważyłabym zmianę stroju.
Kiwnąłem tylko głową i odrzuciłem łuk kawałek dalej. Cuchnęło ode mnie potem. Choć trzeba było przyznać, iż mina ojca, widzącego mnie wchodzącego w ten sposób do głównej sali, byłaby warta zapamiętania. Uśmiechnąłem się na tę myśl lekko i minąłem ją bez słowa pożegnania, udając się korytarzami do siebie.
Mój ociec siedział już na swoim tronie. Opierał dłonie na, odlanej z metalu, głowie smoka. Jak zwykle potrafił przerazić wszystkich wokoło, nawet jeśli nie wybuchał gniewem, a w chwili obecnej był spokojny. Ciekawiło mnie, ile ten stan potrwa.
Ruchem dłoni przywołał mnie do siebie. Stanąłem po jego prawej stronie, trzymając dłonie za plecami. Cichym głosem powiedział:
– Wyjątkowo punktualnie.
Nie odpowiedziałem. Moim zdaniem nie było takiej potrzeby. Jak się okazało, miał on osądzić jakąś kobietę. Spoważniałem, choć nie wiedziałem jeszcze, o co chodzi.
– Cóż zrobiła ta niewiasta, że wyciągnąłeś ją przed moje oblicze? – zadał pytanie mój ojciec. Mężczyzn przedstawił całą sprawę. Spojrzałem na mojego ojca, nadal pozostawał spokojny, ale jednocześnie zupełnie przeraził kobietę. Następnie skinął na mnie, bym pomógł jej wstać.
Sprawa mi się nie podobała. Jakoś nie potrafiłem uwierzyć kobiecie. Nie wiedzieliśmy o niej nic, ale najwyraźniej lord nie uważał jej za zbyt poważną.
– Nie dojdę tego, czy mówisz prawdę, czy też nie – rzekł w końcu – zatrzymasz swoją własność, lecz nie możesz zatrzymać zdobyczy.
Słudzy zjawili się natychmiast i zabrali zabite zwierzęta. Kobieta nie wyglądała na zadowoloną, ale mój ojciec jeszcze nie skończył.
– Dzisiejszą noc możesz spędzić tutaj wraz z moją służbą, juto opuścisz mój pałac, zaś na opuszczenie królestwa, po uprzednim załatwieniu wszystkich spraw, daję Ci dwa tygodnie i ani minuty dłużej. Masz coś jeszcze do powiedzenia, czy też mogę uznać tę sprawę za zakończoną, jeśli tak mój syn osobiści przypilnuje, byś trafiła w odpowiednie miejsce i dostała jakąś strawę.
<Emilly?>

środa, 6 sierpnia 2014

Od Fallon -c.d. Edwarda

Spojrzałam na niego i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- Jak jeszcze raz na mnie spojrzysz to się w końcu nie umyję -zaśmiałam się i pocałowałam go w czubek nosa. Po czym wróciłam do łazienki zamknęłam za sobą drzwi. Weszłam do dość chłodnej ale za to orzeźwiającej wody i przymknęłam oczy. Bardzo lubiłam właśnie zimną wodę. Usłyszałam otwierające się drzwi i nawet nie zdążyłam powiedzieć by ich nie otwierać. Ciągle zapominałam że nie jestem już zwykłą dziewczynką a dorosłą kobietą. Edward wszedł ale i on jakby nadal nie przyzwyczajony do tego odwrócił głowę. Minie jeszcze czas zanim się przyzwyczaimy to tego. W jego dłoni była suknia. Czyżby jeszcze szafy były zaopatrzone? Jeśli tak to musiał być sen. Wyszłam z wanny i wzięłam od niego suknię.
- Jak się ubierzesz to musisz zobaczyć stajnie -powiedział -Są oszołamiające i te widoki... Dostaliśmy nawet zabawki dla dzieci. A w stodole jest dość pusto czyżby myślał że będziemy mieli małą farmę?
- Czyż nie za dużo to jak dla nas? -spytałam i spojrzałam mu w oczy. Weszłam w sukienkę, włożyłam ręce w ramiączka. -Zawiążesz? To nie jest takie straszne jak się wydaje.
Edward przytaknął i zawiązał mi sukienkę i chodź prawie raz zaparło mi dech w piersiach dosłownie to uznałam że mogło być gorzej i że jest ok. Wzięłam go pod rękę od dziś jesteśmy państwem Lorian. Spojrzałam na niego z uśmiechem. Wyszliśmy na zewnątrz. Miejsca było aż zanadto. Patrzyłam na tyle miejsca że nie jedna osoba by pozazdrościła.
- A ci myślą że co my będziemy przedszkole prowadzić. Tyle tu miejsca. -zaśmiałam się -No to musimy się ruszyć po nasze rzeczy skoro już na nas czekają to trzeba po nie przyjechać.
Ruszyliśmy z kopyta. W domu chodź już nie dokładnie moim domu czułam się znów sobą. Moja mama przywitała mnie uściskiem godnym dobrej matki. Spojrzałam w jej oczy.
- I jak tam w nowym domu? -spytała -Słyszałam że król nieźle wam wynagrodził. A w ogóle to jak tam moja droga. To jak za trzy pełnie usłyszę już o tym że no wiesz... Ty dobrze wiesz o czym mówię. Twoja babcia jak była w moim wieku już widziała swoje wnuki ja też przecież wieczność czekać nie będę.
- Jeśli bogowie zechcą to i będę nosić w swym łonie nowe życie -płożyłam jej rękę na ramieniu -A teraz przepraszam ale musimy wracać matko.
I tak z rzeczami wróciliśmy do domu. Rozpakowaliśmy się. W końcu zaburczało mi w brzuchu. Szczerze to umiałam gotować ale nie za dobrze.  Mój mąż gdzieś zniknął a gdy wrócił a mrok już pokrywał prawie całe niebo w jego dłoniach zobaczyłam przepiórki oraz drewno. Drewno wsadziłam do pieca lecz poprosiłam ukochanego by on rozniecił ogień. Zaczęłam obskubywać przepiórki. Chyba dobrze mi szło. Pomału przypominałam sobie co takiego się z nimi robiło... I w końcu kolacjo obiad był gotowy. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Muszę przyznać że jak na mój debiut wyszła mi genialnie.
- Bardzo smaczne -powiedział i włożył do misy talerz do misy z wodą. Zrobiłam to samo lecz ja musiałam jeszcze je umyć. W domu miałam wygody ful wypas tu już nie pachniało tak lawendą i lenistwem tylko pracą na pełen etat. Gdy skończyłam myć naczynia nadal nie byłam śpiąca. Weszłam do naszej sypialni. Przebrałam się szybko w swoją koszulę. Położyłam się koło niego i patrzyłam mu w oczy. Znów pocałował mnie tak jak po południu nie mogłam się oprzeć jego ustom jego ciału...
<Edward?>

Od Spohie -c.d. Rhaenora

Nawet nie zdążyłam zamknąć oczu kiedy wleciał kruk. Spojrzałam na list. Odpisałam "Była bym zaszczycona gdybyś przyjechał do nas do Sumer Sea" rozkazałam krukowi lecieć z odpowiedzią. Położyłam się w końcu i zasnęłam chodź miałam nadzieje że mnie nie obudzi kolejny kruk. Obudzili mnie strażnicy. Zawołali iż dzicy z lasu podpalili wioskę a ludzie nie mogą opanować pożaru. Odesłałam wiele ludzi ze straży która nas pilnowała żeby poszła gasić a sama zaczęłam się gorliwie modlić do bogów od deszcz. Lecz gdy tak się modliłam nie zauważyłam a zmorzył mnie sen. Gdy się obudziłam był ranek. Spojrzałam przez okno w powietrzu unosił się zapach deszczu. Moje modlitwy zostały wysłuchane. Weszli strażnicy. Ruszyłam wysłuchać w swej jakże zdobnej pidżamie mych poddanych. Powinien to robić mój syn jednak ten nic sobie z tego nie robił. Kompletnie nic. W popiołach odnaleziono 12 szkieletów w tym 5 było dziecięcych. Ludzie nie mieli dachu nad głową. Byłam miłosierną kobietą. Właśnie po to postawiłam w głównym mieście pusty marmurowy dość wielki budynek. Każda rodzina większa dostała dwa pokoje lecz ci co byli tylko we dwoje musieli dzielić swój pokój z drugą małą rodziną. Były też sieroty. Wzięłam je pod swoje skrzydła na czas aż w końcu sierociniec będzie skończony a do wykończenia potrzeba było jeszcze kilku dni.
<Rhaenor?>

od Edwarda Cd Fallon

Pospiesznie się ubrałem i zobaczyłem jak żona wychodzi z łazienki z wiaderkiem.
-Będziesz się kąpać?
-Nie, zupę dla trzydziestu osób gotować będę-zażartowała.-Idź lepiej na szczegółowy obchód domu. Aha, i musimy wrócić do Summer Sea po nasze rzeczy. Ponadto wypadałoby napisać szczególne podziękowania dla króla. I...
-Kochanie? Myślę, że powinnaś spojrzeć na drogę.
Drogą zbliżał się koń, a na nim, nie kto inny, jak król.
-O matko...Wasza wysokość- Fallon dygnęła.
-Nie czas na ukłony-machnął ręką-Udało mi się oderwać od dokumentów, ale tylko na chwilę. Powiedzcie tylko, czy wam się podoba?
-Jest piękny. Taki przytulny i w uroczej okolicy...
-A widzieliście stajnię i stodołę? Z tyłu domu jest trochę wolnej przestrzeni dla dzieci-puścił oko. Aha, i pod zamkiem lady Sophie już czeka wóz na wasze rzeczy.
-Król nas rozpieszcza!-zawołała zarumieniona z emocji Fallon.
-Ależ nie...ja wam tylko serwuję przyjemności w wielkiej liczbie, zanim będziecie mieć dzieci i nie będzie na przyjemności czasu. A teraz, bywajcie!-zawrócił konia i pogalopował drogą.
-To chyba jakiś piękny sen-powiedziała zarzucając mi ręce na szyję. Pocałowałem ją.
-Może sen, a może piękna rzeczywistość?

Fallon?

wtorek, 5 sierpnia 2014

Od Rhaenora, cd. Sophie

Chłodna morska bryza wypełniała korytarze. Spokojnie wkroczyłem do olbrzymiego atrium, by skierować się do ogrodu wewnątrz całego pałacu. Minęło mnie kilka sług, chylących na mój widok głowy. Oddychałem głęboko powietrzem, przesiąkniętym solą i spacerowałem alejkami. W powietrzu roznosił się zapach lawendy. Wieczór był przyjemny. Upał nadal trwał, lecz nieco schłodniało, co pozwoliło mi oddać się moim rozmyślaniom, a przynajmniej do czasu, gdy nie usłyszałem delikatnego odgłosu kroków.
Erele praktycznie mnie nie zauważyła, a może nie chciała zauważyć. Przechadzała się nieopodal w jasnofioletowej, zwiewnej sukni. Zauważyła mnie jednak i spokojnie ruszyła w moją stronę. Wyglądało na to, że chce porozmawiać.
– Chyba wiem, o co chodzi –powiedziałem, nim zaczęła.
– Zatem, dlaczego nic nie robisz? Bądź, co bądź to nie tylko mój syn.
– Nie widzę potrzeby do działania, nigdy nic mu się nie stało. Nie masz czego się obawiać, ogień ma w krwi, ten żywioł go nie skrzywdzi.
Spojrzała na mnie z wyrzutem i wcisnęła mi kopertę. Doczekałem się wreszcie reakcji na moją propozycję Lady Summersea. Byłem nią zadowolony, a pomysł wydawał się dobry. Jednak ogłoszenie tego oficjalnie musiało poczekać. Trzeba było dogadać się w niektórych kwestiach w cztery oczy. List napisałem szybko. Ustaliłem czas spotkania na najbliższą pełnię, a dokładne miejsce należy już do jej postanowienia. Ruszyłem z powrotem przez korytarze i spoglądałem na wszystkie mozaiki, pokrywające obficie ściany. Na jednaj z nich dojrzałem smoka. Pozostawało mi czekać na wiadomość.
<Sophie?>

Od Fallon -c.d. Edwarda

- No to teraz wnoś mnie przez próg -zaśmiałam się
Edward także się zaśmiał ale zrobił to co mówiła. Chwycił mnie jak małe dziecko. Przeliśmy przez ganek w środku wyglądał jeszcze lepiej niż na zewnątrz. Mój mąż postawił mnie na ziemi. Pocałowałam do spontanicznie. Nie był to może dom snów ale był nasz. I kiedyś może będziemy mieli większy. Przeszłam przez cały domek który liczył pięterko, parter i piwniczkę. Na piętrze zobaczyłam dwa pokoje a na dole, kuchnie, łazienkę,wychodek, pokój dzienny i pokój dla nas. Urządzony był przepięknie dobrany kolorystycznie. Zaczęłam truchtać to tu to tam.
- No to nasz dom -powiedział Edward
- Nasz dom -powtórzyłam i zarzuciłam dłonie na jego ramiona. Zaczęłam go całować. -Skoro przespaliśmy noc poślubną to trzeba to nadrobić czyż nie.
Chłopak uśmiechnął się i podniósł po czym zaciągnął do naszej sypialni.Wielkie łóżko w sam raz dla nas. Odłożył mnie na poduszkach. Zaśmiałam się pocałowałam go. Odpięłam jego koszule a on odwiązywał tył mojej sukienki. Nic nas w końcu nie zatrzymywało. Byliśmy tylko my i nasza mała wieczność.
~~~~~~~~ * ~~~~~~~~~
Leżeliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy sobie w oczy. Swoją dłonią posuwał po moim bok a ja po jego twarzy. Byliśmy zmęczeni ale szczęśliwie zmęczenie. W końcu wstałam. Po raz pierwszy ktoś widział mnie nagą. Mój mąż zmierzył mnie wzrokiem. Zaśmiałam się i poszłam do łazienki. Drewniana wanna lusterko. Mieliśmy szczęście że mamy domek nad strumyk. Spojrzałam przez okno. Strumyk szumiał. W końcu ubrałam się w swoją starą sukienkę. Wzięłam wiaderko i poszłam po wodę.
<Edward?>

od Edwarda CD Fallon

-Ech...260 podziękowań...ja nie dam rady. -jęknąłem-Przekaż swej matce, że twój mąż umarł na skutek przemęczenia weselem.
-O nie, mój drogi. Piszesz te podziękowania. To tylko 140 dla każdego.-pocieszyła mnie.
-Ale pociecha...A czy zauważyłaś, że nie było żadnego prezentu od króla?
-To król, czyż nie wystarczy, że nami rządzi? Że się dla nas stara? To prezent.
-Może to i prawda...ale spójrz. To koperta z królewską pieczęcią.
-Jakim cudem jej wcześniej nie zauważyliśmy?
-Nie wiem-sięgnąłem po kopertę i podważyłem pieczęć. Ze środka wypadła kartka. Pochyliliśmy się nad nią i przeczytaliśmy:

Szlachetni nowożeńcy!
Pragnąłbym przeprosić, że nie dałem Wam żadnego prezentu, po prostu dar ode mnie nie dął się przynieść na wesele. Jednak możecie go zobaczyć nad Rzeką Pstrągów. Myślę, że się Wam spodoba.
Król Edgar Artenon. 

Spojrzeliśmy na siebie
-Co król mógł nam podarować nad Rzeką Pstrągów?-zapytała.
-Nie mam pojęcia. Kiedy napiszemy podziękowania udamy się tam i zobaczymy.
~~*~~
Na koniach zajechaliśmy nad Rzekę Pstrągów i szliśmy wzdłuż brzegu z nurtem. Naszym oczom ukazał się domek


Na płocie wisiała kokarda, a pod nią kartka. Zsiedliśmy z koni i urwałem kartkę.

Na dobry początek
Król Edgar.

Spojrzałem na żonę.

Fallon?

Od Nymeri -c.d. Darren'a

Czekałam aż odejdzie aż znów zostanę sama. Jego pytanie było dosyć zaskakujące. Cóż chciał przez to przekazać. Moje ciało ogarnęła nadzieja lecz przypomniałam sobie ten dzień który miałam zapomnieć. Tą noc. Tą sale, ten głos. Nagle poczułam mruczenie koło mojej łydki Serafina. Wzięłam ją na ręce i spojrzałam w jej błyszczące ciemne oczka i rozszerzone źrenice.
- I co ja mam zrobić hm? -spytałam kota a ten zamiauczał -Łatwo ci mówić.
- Gadasz z kotem? -zaśmiała się Sue. -O co chodzi. I musisz mi powiedzieć jak naprawdę miał na imię twój synek. Bo mówisz raz Jon a innym razem Vincent. To w końcu Jon czy Vincent?
- Vincent Jon Snow -powiedziałam i uśmiechnęłam się. -Czyż ni pięknie? Gdyby tylko żył...
- Ale co cię gryzie że zaczęłaś gadać z kotem? -zaśmiała się a ja jej powiedziałam prawie wszystko co mogłam i co chciałam. Wierzyłam że ona dotrzyma każdą tajemnice. Dziewczyna była coraz to bardziej uśmiechnięta z każdym słowem. -Miłość jest taka piękna...
- Jaka znów miłość -prycham -On jest od mnie o 14 lat starszy zauważ...
- 14 czy 4 co za różnica -uśmiechnęła się głupkowato -Dla miłości nie ma to żadnego znaczenia. Z resztą dostałaś komnatę jego matki. To daje do myślenia. Ja bym się z nim wybrała na przejażdżkę a tam przedstawiła to co czuję. Już to widzę. Stoicie w lesie a ty "Kocham cię" i on " Ja ciebie także". To takie romantyczne. Ale ty nie bo nie bo nie! Rozumiem że nie jesteś pewna tego wszystkiego. Rozumiem że pięć lat minęło odkąd go straciłaś... Ale żyj kobieto żyj. Z resztą nie obijaj się ktoś musi wyczyścić kurze z sypialni. Więc ten kto ostatni ten sprząta najwięcej. 
Uśmiechnęłam się do niej. Zauważając że ona jest młodsza od mnie od 2 lata. Zachowałyśmy się jak małe dziewczęta. Biegałyśmy po zamku i szorowałyśmy go na błysk. Główną nagrodą była złota moneta od starszej służącej. Wygrałam lecz i tak oddałam monetę Sue bo wiedziałam że jej bardziej się przyda niż mnie.
- No nieźle prawie cały zamek w 5 godzin -zaśmiała się -Głodna się zrobiłam. A że mam złotą monetę to idę się nażreć do syta w karczmie po raz pierwszy odkąd pamiętam. Pa Nim.
Zaśmiałam się. Wyszłam z pokoju służek i od razu natknęłam się na niego. Ten jak by czekał aż mu odpowiem na to pytanie które zadałam sama sobie. Zaśmiałam się się po raz kolejny. Dziś dzięki Sue byłam po raz pierwszy naprawdę szczęśliwa. Sprzątanie tylko ukoiło mi nerwy lecz przy nim mogłam pomyśleć.
- Cóż panie nie wierzą przypadki lecz w przeznaczenie. Więc jeśli los chciał byśmy się spotkali to i przeznaczenie musiało maczać w tym palce. Pamiętaj że nic nie zdarza się przypadkiem-powiedziałam i spojrzałam mu prosto w zielone oczy. Znów jego zielone tęczówki mnie zauroczyły. Mój wzrok znów powędrował ku jego ust lecz szybko powrócił na oczy.-Więc dlaczego pytasz panie?
<Darren?>

Od Darrena - C.D Nymieri

Rano obudziła mnie Sue. Gdyby nie ona, zaspałbym, a nie mogę sobie pozwolić na długie wylegiwanie się. Powiedziała, że chciała także obudzić Nymierie, ale kazałem zostawić ją w spokoju. Popołudniu wracałem w towarzystwie trzech rycerzy z polany, gdzie często ćwiczymy. Byłem ucieszony faktem, że jesteśmy równie sprawni. Kiedy wszedłem do zamku zobaczyłem Nymierie na schodach, ponownie przyglądała się Drzewu Genealogicznemu mojej rodziny. Cicho podszedłem do niej.
- Jak pierwsza noc z w nowej komnacie? -zapytałem, a ona natychmiast podskoczyła.
- Nie najgorzej -odparła i lekko się uśmiechnęła.
- Od razu uprzedzam, że jeśli cię zranię wybacz, ale...Wierzysz w przypadki? -ponownie zapytałem i spojrzałem na nią przenikliwie.
- Sama nie wiem...-była lekko zmieszana- Coś się stało?
- Rano trochę zastanawiałem się, czy nasze spotkanie było tylko przypadkiem, a może los tak chciał.
- Tylko pytanie, czego los może od nas chcieć -ponownie odwróciła się do gobelinu. Ja natomiast westchnąłem w duchu i pozostawiłem ją samą ze swoimi myślami.
(Nymieria?)

Od Fallon -c.d. Edwarda

- No to bawmy się dalej -zawołał król. -Florencee może pokaż lady Fallon jak pięknie śpiewasz.
- Dobrze ojcze -dziewczyna podeszła do podestu gdzie śpiewali i grali bardowie. Zaczęła śpiewać pięknie wysoko i czysto niczym skowronek. Zamknęła oczy by nie patrzeć na tłum patrzących na nią z podziwem. Po prostu czułam że ona śpiewa nie dla słuchaczy a dla tancerzy. Znów zaczęłam wyciągać ludzi na parkiet. To był mój wieczór i to ja miałam nad nim kontrole nie matka. Ludzie tańczyli i śpiewali a inni się zataczali. Większość zniknęła już o 2 nad ranem. Chodź na przykład księżniczka zniknęła tylko dlatego bo musiała ale większość nadal się bawiła. Siedziałam na swoim miejscu honorowym i kiedy wreszcie wesele się skończyło ledwo patrzyłam na oczy. Ziewnęłam potężnie ale czekało nas jeszcze oglądanie prezentów ślubnych które składały się w większości z pieniędzy lecz odnalazłam w śród nich na przykład piękny miecz dla Edwarda a dla mnie złotą lirę chodź nigdy nie umiałam grać. Były też skromniejsze jak na przykład kołyska pięknie zdobiona czy też piękna kołderka. Była też biżuteria dla mnie i jeszcze więcej broni dla niego.Gdy na to patrzyłam oczy same mi się kleiły a jutro trzeba było napisać podziękowania. Usiadłam na krześle i momentalnie mi się przysnęło.
Obudziłam się na pewno nie w swojej komnacie. Czyli to nie był sen. Spoglądam na Edwarda który też śpi a podbródek ma położony na mojej głowie. Szczęśliwie jestem ubrana w moją koszulę. Oddaje się tej rozkoszy i kładę głowę na jego torsie. Znów próbuję zasnąć lecz gdy tylko przymykam oczy i zapadam w sen słyszę pukanie do drzwi. Obydwoje obudziliśmy się momentalnie. Do pokoju wlazła służka która przyniosła mi moje ubranie na dziś. Spojrzałam na nią wzrokiem typu "Muszę wstać?" Lecz wstałam. Sukienka była taka dość zwyczajna. Bez falbanek zdobień. Po prostu niebieska sukienka. Wzięłam nią i weszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak by śmierć na wakacjach. Przebrałam suknie i próbowałam okiełznać moje włosy. Gdy wyszłam mój wzrok natrafił na Edwarda który także się ubierał. Wyglądał podobnie jak ja. Schowałam koszulę pod poduszką jak zawsze robiłam. Razem z mężem wyszliśmy. Spojrzałam na niego z uśmiechem i pocałowałam.
- Dziś będziemy musieli napisać 260 podziękowań -zauważyłam a ten wniósł oczy ku niebu. -Wiem ja też wolała bym jeszcze pospać. Jak myślisz która godzina.
- Po słońcu zgaduję że po 12 -powiedział i ziewnął a ja się zaśmiałam
<Edward?> 

od Edwarda CD Fallon

Ja i moja żona spojrzeliśmy po sobie.
-Chyba wolałabym nie-powiedziała Fallon.
-Ja też, jeśli można odmawiam-dodałem.
-A to niby dlaczego?-zdziwił się ojciec-Mnie i twojej matce bardzo to odpowiadało.
Skrzywiłem się.
-Bardzo przepraszam, ojcze, ale nie zgadzamy się na to. A o ile nie zapomniałeś o tradycji naszego rodu, po ślubie ojciec nie ma już prawa wydawać rozkazów młodemu mężczyźnie.
-Nie przypominaj mi o tradycjach, które sam ci przekazałem!-zagrzmiał.-Pamiętam o tym, jednak nie zapominaj o ciągu dalszym "...ojcu pozostaje jedynie mieć nadzieję, że syn posłucha go poprzez szacunek i miłość do ojca"
-Mam do ciebie szacunek, ojcze, ale nie zrobię tego-powiedziałem z naciskiem. Mój ojciec ciężko westchnął.
-Nie mogę ci rozkazywać...to twój wybór.
-Bardzo mądra tradycja-powiedziała cicho Fallon.
-I ja tak uważam-przytaknęła lady Sophie-Teraz wkroczyli w dorosłość i niech sami decydują, czego chcą.
Fallon spojrzała na matkę ze zdumieniem. Po chwili mocno ją przytuliła.
-Och, Fallon, nie róbmy z tego sceny.-uwolniła się z objęć córki-Po prostu oddaję ci wodze nad twoim życiem.

Fallon?

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Od Emilly -c.d.Aerena lub Raeneriana

W końcu nadszedł ten dzień że zawitałam na terenach Dragon Cave. Tak dawno nie widziałam ciotki ale i ona mnie. Ostatnimi czasy przebywałam w Sumer Sea lecz teraz przeszłam na teren Dragon Cave. Zsiadłam z konia i poszłam zapolować. Upolowałam aż dwie kaczki , 3 króliki i 4 wiewiórki czyli jeśli je sprzedam będę miała na noc w tawernie wraz wyżywieniem. Miałam już zapakować króliki,kaczki i wiewiurki gdy poczułam silną dłoń na moim nadgarstku.
- O widzę że paniusia z Sumer Sea przyszła sobie tutaj zapolować? I co może jeszcze u nich sprzedać? -zaśmiał się a ja się przeraziłam gdyż mój miecz był za daleko. -To jest zabronione paniusiu i pójdziesz się spotkać z lordem. Mam nadzieje że ci tę łapkę odetną. A teraz wsiadaj na konia i jedziesz za mną. Pamiętaj jeden ruch a to ja ci tą łapkę oderżnę.
Wsiadłam na klacz i jechałam koło rycerza? Chłopa? Giermka? Bogowie tylko wiedzieli kim jest. Miał z ponad dwa metry a wyglądał jak byk który dłonią mógł by zgnieść czaszkę. Nie chciałam z nim zadrzeć. Po upływie dwóch jak nie więcej godzin dojechaliśmy do miasta a z niego do zamku. Zostałam zaciągnięta przed obliczę samego lorda. Twarz mi stężała. Wiedziałam że nie jest to jeden z tych miłych lordów którzy by mi darowali życie. Siedział na swym tronie a obok niego jego syn. Z wyglądu nie byli zbytnio do siebie podobni i błagałam żeby też nie byli podobni z charakteru. Mężczyzna który nadal trzymał mnie za nadgarstek rzucił mnie niczym szmacianą lalkę przy okazji prawie rozrywając moją jedyną suknię. Padłam na kolana lecz udało mi się uchronić twarz przed marmurową podłogą.
- Cóż zrobiła ta niewiasta że wyciągnąłeś ją przed moje oblicze? -spytał lord.
- Ta jedna była z granicy i polowała po naszej strony. Widziałem jak przejeżdżała a potem polowała .Mam nawet dowody. Jej łuk i ofiary -powiedział z kpiącym uśmiechem.
- Czy to prawda? -spytał chłodno.
- Prawda -przed jego obliczem zlękłam się i prawie zamieniłam się w małą kulkę. -Lecz chciałam sprzedać to po waszej stronie nie po drugiej. Nie zrozumcie mnie źle lordzie...
- Powstań dziecko -powiedział lecz widząc jak drżę i prawie nie potrafię się podnieś. Zawołał swego syna a ten dopomógł mi wstać na własne nogi. -Mówisz że chciałaś to sprzedać po naszej stronie...
- Łże pewnie jak pies ! -krzyknął rycerz a lord odprowadził go wzrokiem -Dobrze mój panie wyjdę...
- Tak. Chciałam je sprzedać tu by mieć co jeść i gdzie spać -powiedziałam. Trzymałam się za jedną część sukienki. Tam gdzie ramiączko zostało zerwane i wszystko dość luźno wisiało przez co musiałam je trzymać.
<Aeren?Rhaenor?>